-A więc jednak przyszłaś.- powiedział blondyn. Gdyby nie był jedyną osobą która stoi mi na przeszkodzie do bycia normalną, na pewno przyznałabym że jest przystojny. Idealne ryzy twarzy, blond włosy i prześliczne błękitne oczy. Był wręcz onieśmielający. - Jesteś gotowa spełnić moje oczekiwania?- zapytał uśmiechając się łobuzersko.
-Nie będę zabijać niewinnych ludzi.- powiedziałam spokojnie. Na te słowa mężczyzna otworzył szufladę w biurku przy którym stał. Wyjął z niej szmaragdową teczkę i rzucił na blat. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam przedmiot.
-To lista 10 osób, opisy zbrodni i kary jakie powinni otrzymać. Nie interesuje mnie kogo wybierzesz, jeden z nich ma być o świcie martwy.- poinformował mnie i skinieniem ręki kazał mi wyjść. Niechętnie posłuchałam rozkazu.
* * *
Kiedy weszłam do mieszkania od razu usiadłam na fotelu i zapaliłam małą lampkę. Otworzyłam tajemniczą teczkę i przejrzałam zawartość. Była to lista byłych członków mafii, dilerów, złodziejów i morderców. Wszyscy powinni odsiedzieć w więzieniu dożywocie. Na końcu listy widniało nazwisko "Martin Parks". Przeszukałam teczkę w nadziei że znajdę opis jego zbrodni. Znalazłam. Była to najdłuższa karta zbrodni ze wszystkich:
Imię: Martin
Nazwisko: Parks
Data Urodzenia: 04.11.1994
Zbrodnie:
- potrójne zabójstwo i włamaniem
- licznie pojedyncze morderstwa
- handel bronią
- kradzieże
- zabójstwo ojca i siostry
- liczne gwałty
- napad na szkołę
Nie musiałam dalej czytać, nie interesowały mnie szczegóły jego akcji. To był mój kolejny cel. Setna ofiara na moim własnym bilecie do piekła.
Spojrzałam na sam koniec danych Parks'a. Widniał tam adres hotelu niedaleko mojego mieszkania. Najdziwniejsze było to że dobrze znałam mieszkańców pokoju 105.
* * *
Chwile później byłam już pod drzwiami do pokoju mojej ofiary. Zbliżyłam się do drzwi. Nie było słychać żadnych odgłosów. Z tego co było napisane w danych Martin mieszkał sam. Tym lepiej dla mnie. Nie miałam zamiaru się cackać. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkanka. Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się w głąb domu szukając sypialni. Niestety w salonie czekała mnie niespodzianka. Chłopak, który był moim celem stał się dla mnie groźnym przeciwnikiem celującym we mnie z broni.
-Och..- westchnął znajomy mi głos.- Sam to ty. Przestraszyłaś mnie.- powiedział mój najlepszy przyjaciel. Źle wybrałam, przez brak zdjęcia w danych zagubiłam się. Wiedziałam też że Max, którego teraz dsxzabrałam za Martina, nie mógł ukryć przede mną tylu zbrodni. - Co ty tutaj robisz tak późno?- zapytał. Nie myślałam nad odpowiedzią. Mój mózg analizował każdy uczynek chłopaka. Nie był moim prawdziwym przyjacielem, nie było go przy mnie kiedy tego potrzebowałam. Musiałam go zabić, sięgnąć po szanse normalnego życia i znalezienia prawdziwych bliskich. Sięgnęłam po pistolet i odbezpieczyłam go celując w głowę chłopaka.
-Co ty wyrabiasz!- krzyknął. Ostatni raz chciałam spojrzeć na jego czarne, krótkie włosy, utopić się w jego brązowych oczach. Nagle mój przeciwnik wyją broń. To już nie była zabawa.- Odłóż tą broń!! Nie chce ci zrobić krzywdy!- wołał. Miałam mętlik w głowie.
-Ja chce normalnie żyć rozumiesz! Ten palant obiecał mi serum!- krzyczałam. Byłam zrozpaczona, tak bardzo chciałam żeby to się już skończyło. Chciałam być taka jak inni. Nagle dotarły do mnie myśli Max'a. Nie chciał mi nic zrobić. Martwił się o mnie.
-Nie słuchaj go.- powiedział łagodnie opuszczając broń.- Nie musisz się zmieniać, przecież jesteś wspaniała.- próbował mnie pocieszyć.
-Nie wiesz jak to jest być tak samotnym jak ja. Nie mieć nikogo kto wiedziałby przez co przechodzisz.- wyznałam. Byłam bliska płaczu.- Nie mając nikogo kto cię kocha.- w tamtej chwili pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Opuściłam broń.- Nie wytrzymam dłużej. Albo dostane to serum albo się zabije.- wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy. W jednej krótkiej chwili usłyszałam strzał i poczułam straszliwy ból w piersi. Upadłam na kolana dotykając bolącego miejsca. Dostałam, ktoś mnie postrzelił.
-Nie dałabyś rady się zabić, ani zabić mnie bez wyrzutów sumienia. Nie dałabyś rady żyć w tym świecie.- słyszałam lekko stłumiony głos chłopaka. Poczułam jego ręce oplatające mnie w uścisku.- Nie mógłbym patrzeć jak cierpisz.- jego głos zdawał się coraz bardziej ginąć w oddali. Przed oczami widziałam zamazane plamki. Chciałam mu powiedzieć że go kocham ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Płuca paliły mnie jakby płonęły żywym ogniem.
-Kocham cię Sam.- wyznał chłopak. Słyszałam cichy szloch, który zaniknął wraz ze światłem. Pozostała ciemność, która ogarnęła mnie. Pierwszy raz czułam spokój. Byłam zadowolona że umarłam.
O matko! Ja ty tak możesz?! :( To jest piękne i okropne!! :( Chce mi się płakać!!!! :'( Ale też mam nową wenę i za to Ci dziękuję! ^^ Kiedy następny rozdział?? Miał być dzisiaj! :P Życzę weny! :*
OdpowiedzUsuń