czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 2 2/2

-Jestem Percy. Twój brat przyrodni.- poinformował mnie chłopak. Serce zaczęło mi mocniej bić. Starałam się uspokoić ale wszystko się we mnie zagotowało. Miałam już dosyć tego psychicznego żartu. Zacisnęłam zęby i odwróciłam się plecami do Percy'ego. Kiedy zaczęłam iść przed siebie i oddalać się od miejsca spotkania poczułam że w pasie objęło mnie coś zimnego. 
-Poczekaj- usłyszałam chłopaka za mną. Zostałam przyciągnięta na swoje dawne miejsce przez mackę wody. Przerażona zaczęłam się wiercić próbując się uwolnić.
-Puszczaj!!- wrzasnęłam, a woda nagle straciła swój kształt. Odwróciłam się przodem do chłopaka i spojrzałam mu w oczy.- Co ty wyrabiasz!?!- zaczęłam. Chciałam się wydostać z tego obozu, ale najpierw musiałam znać odpowiedzi na dręczące mnie pytania.- Odbiło ci!?! I co to w ogóle miało być!?!- zapytałam wskazując rękami na mokrą plamę ziemi pod naszymi stopami. Chłopak siedział cicho dopóki nie skończyłam krzyczeć.
-Dobrze ci poszło.- usłyszałam. Nie miałam pojęcie o czym on mówił, o wydzieraniu się w złości czy o uwierzeniu w bajkę o herosach. Spojrzałam na niego pytająco.- Jesteś córką Posejdona.- powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a ja byłabym bezmózgim dziwolągiem. Nadal patrzyłam na niego podejrzanie myśląc czy nie uciec. Jednak musiał mieć trochę racji, przecież poruszał wodą, a to niecodzienny wyczyn.- Dziewczyno! Właśnie poruszyłaś wodą!- powiedział z podziwem.- Twoim ojcem jest bóg!- zawołał. Przypomniałam sobie lata spędzone w sierocińcu z opiekunkami, które mnie nienawidziły. "Jeżeli moim ojcem jest bóg to czemu pozwolił mi siedzieć samej w takim miejscu?" To nie była prawda, mój ojciec zginął i osoba która zorganizowała ten żart musiała o tym dobrze wiedzieć. Poczułam pieczenie pod powiekami.
-Ja nie mam ojca.- powiedziałam na co chłopak otworzył usta żeby coś powiedzieć.- Mój ojciec nie żyje, jasne!?!- krzyknęłam i uciekłam. Nie chciałam żeby widział jak płacze. Starałam się wyjść z lasu i znaleźć gdzieś mojego przyjaciela.
Po kilku minutach błądzenia wybiegłam z lasu i zobaczyłam ogromne pole na którym wcześniej wylądowałam z pegazem. Zwolniłam krok do szybkiego marszu i spojrzałam na zegarek. Dziewiąta wieczór. Poszłam w kierunku największego domku. Był jasny. Kolor pastelowego błękitu idealnie zgrały się białymi wykończeniami. Miałam nadzieje że znajdę tam kogoś kto mi pomoże. Kiedy podeszłam do drzwi ze środka wydobywały się głośne okrzyki. Ktoś tam był, a ja miałam zamiar to sprawdzić. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się całkiem sporu pokój wypełniony ludźmi. Była tak również Annabeth i Percy, który najwidoczniej nie zabłądził w lesie tak jak ja. Prawie wszyscy siedzieli dookoła stołu pingpongowego. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyłam znajomą twarz. Stał tuż przede mną i patrzył na młodzież, która przestała się kłócić i zwróciła ku mnie wzrok. To był Nico, mój przyjaciel za którym tak tęskniłam. 
-Nico!!- krzyknęłam radośnie. Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się na szyje. Poczułam jak jego ręce zaciskają się w uścisku dookoła mojego ciała. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
-Przerosło cię to wszystko.- powiedział mój przyjaciel. To oznaczało że to nie był żart. Nie żartowałby w takiej sytuacji, nie on. Zawsze pilnował żebym była bezpieczna i się niczego nie bała. Teraz byłam przerażona.- Mogłem wspomnieć ci że nie jestem taki jak inni.- dokończył poważnym tonem.
-Dziwne żeby było inaczej! Spotkałam dziwną....- próbowałam znaleźć słowo które opisze to szkaradztwo.- Wampirozębą, skrzydlatą staruszkę..
-Erynię- upomniał Percy.- Wampirozębą?? Reszta przezwisk była już zajęta??- zaczął żartować, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Niech będzie, Erynię!- poprawiłam się patrząc na nowego brata z wyrzutem.-Kontynuując. Leciałam mitycznym PEGAZEM!!- podkreśliłam ostatnie słowo.- Wylądowałam daleko od domu w "Obozie Nienormalnych" gdzie jakaś blondynka- wskazałam na Ann, która była wyraźnie niezadowolona z przezwiska.- opowiada że wszyscy jesteście herosami, a chłopak którego spotykam w lecie- uniosłam ręce w stronę Percy'ego- mówi że jest moim bratem. A wisienką na torcie jest to, że panuje nad wodą bo jestem córką Posejdona!! Nie dziw się że mnie to przerasta!!- podniosłam głos. Dowiedziałam się za dużo jak na jeden dzień. Cały czas miałam cień nadziei że to wszystko nie jest realne.
-Teraz wiesz jak powinno wyglądać twoje życie.
-Czyli nie ma szans że to żarty.- podsumowałam. Jeżeli wszyscy zebrani byli herosami z łatwością można było rozpoznać jaki bóg był ich rodzicem.- Jednym z naszych rodziców jest grecki bóg.. Dam sobie głowę uciąć że Annabeth jest córką Ateny.- powiedziałam. Tylko do tej bogini mi pasowała. Była przemądrzała, a jej oczy same w sobie promieniowały mądrością. Wszyscy zebrani spojrzeli się na mnie podejrzliwie co było zapewnieniem że trafiłam w dziesiątkę.
-Jak ty to...?- blondynka wstała z miejsca i podeszła bliżej mnie i Nico. Nie wiedziała co się dzieje, była zagubiona. Chyba nie często zdarza się że czegoś nie wie.- Czy ty jesteś pewny że ona nie jest córką Ateny?- zapytała mojego nowego brata.
-Posejdon ją uznał.- odpowiedział Percy zbliżając się do nas.- Widziałem to, a ślepy nie jestem. Teraz macie zapewnienie że jest moją siostrą.- powiedziawszy to chłopak podszedł do mnie i objął ramieniem. Nico zareagował błyskawicznie. Odepchnął rękę mojego brata i stanął pomiędzy nami.
-Uważaj Rybiościeku!! To moja najlepsza przyjaciółka!- najwyraźniej stracił kontrole nad sobą.- Po ostatnim nie ufam ci!
-To był wypadek.- tłumaczył Percy.- Poza tym, nic bym jej nie zrobił. Przy tobie jest bardziej niebezpiecznie.- oskarżył mojego przyjaciela.- Czy to nie ty miałeś za zadanie ją zabić??- zapytał ironicznie. Z niedowierzaniem spojrzałam na Nico.
-To nie tak jak myślisz. Nie zrobiłbym ci krzywdy, przecież wiesz.- wiedziałam że mówi prawdę, gdyby miał mnie zabić zrobiłby to już dawno temu.
-Gdybyś chciał już byś to zrobił, to logiczne. Dlatego Erynia powiedziała że zdradziłeś ojca. Poleciała mu pewnie wszystko powiedzieć.- podsumowałam. Głośnie myślenie zawsze pomagało mi szybciej ogarnąć co się dzieje.
-Niech mi ktoś powie czemu ona jest taka mądra!- powiedziała błagalnym tonem Ann.- Nie wytrzymam dłużej tej niewiedzy.
-To zwykła zmyłka.- powiedział mężczyzna na wózku którego wcześniej nie zauważyłam. Wyglądał na co najmniej 40 lat. Włosy miał kudłate, a na twarzy tygodniowy zarost. W swoim swetrze i kocu na nogach wyglądał jak pospolity bezdomny.- Ma cechy większości bogów, tak jak ich dzieci. Posejdon poprosił olimpijczyków żeby przekazali jej jakieś swoje cech.- mężczyzna ruszył wózkiem i podjechał do stołu pingpongowego o który opierała się Ann.- Mądrość ma od Ateny, tak jak ty.- zwrócił się do blondynki.- Lepiej jej też nie drażnić, bo od Aresa ma drażliwy charakter. Nie chciałbym być twoim wrogiem.- powiedział do mnie. Spojrzał mi w oczy i chyba się nad czymś zastanawiał.- Oczy masz po ojcu. Głębokie w kolorze morskiej zieleni.
-Reszty się dowiemy z czasem. Chociaż nie mam zamiaru obudzić się w nocy i widzieć jak zaczyna lewitować nad łóżkiem.- dodał Percy. Miałam dosyć takiego nawału informacji. Chciałam się położyć, iść spać. 
-Gdzie mogę odpocząć?- zapytałam po czym mimowolnie ziewnęłam. Mimo tylu godzin snu na grzbiecie pegaza byłam wykończona. Zaczęła mnie boleć głowa, a to nie był dobry znak.- Jestem wykończona, położyłabym się spać.
-Piper?- Nico zwrócił się do ślicznej dziewczyny w zbroi. Spojrzałam jej w oczy. Ciężko było powiedzieć jaki miały kolor. Patrząc w nie miało się wrażenie że kolor cały czas się zmienia, jak obraz w kalejdoskopie.- Zaprowadziłabyś Jenn do jej domku?? Sama chyba nie trafi, zawsze miała problemy z orientacją w terenie.- zażartował ze mnie mój przyjaciel. Nie miałam jednak siły się z nim przekomarzać.
-Ja ją mogę zaprowadzić- odezwał się Percy. Zauważyłam że mięśnie Nico się napięły jak zawsze kiedy był zły.- I tak się tam wybieram.- podsumował, a ja ominęłam przyjaciela i poszłam za chłopakiem do drzwi.
Po chwili spaceru w ciszy doszliśmy do 12 domków ułożonych w literę "U". Każdy był inny. Jeden był różowy, inny ozdobiony kwiatami a jeszcze inny miał nad drzwiami głowę dzika. Mnie jednak zainteresował błękitny domek na końcu. Elementy kolory morskiej zieleni idealnie pasowały do konstrukcji domku. Nad drzwiami wisiała głowica trójzębu wyryta w jakimś kamieniu. Gdy doszliśmy do progu domu nie mogłam odwrócić od niego wzroku.
-Jest prześliczny.- nie umiałam wyrazić podziwu.
-W środku jest fajniejszy.- powiedział uśmiechając się i otworzył drzwi.
W środku było niesamowicie. Na ścianach i suficie wisiały wyrzeźbione w koralowcu morskie zwierzęta. Przy ścianie naprzeciwko drzwi stały dwa łóżka. Zielono-błękitna pościel tworzyła niesamowity kontrast z ciemnym odcieniem morskiej zieleni. 
-To jest twoje łóżko.- powiedział Percy wskazując te stojące najbliżej ściany po prawej od drzwi wejściowych. Na podłodze zauważyłam małe źródełko z czystą wodą. Przyjemne chlupotanie wody uspokoiło moje myśli.- Tam- wskazał drzwi po swojej lewej stronie.- jest łazienka. Cisza nocna jest o dziesiątej i kończy się o szóstej trzydzieści rano. W tym czasie MUSISZ być w domku. Zrozumiałaś czy muszę coś powtórzyć??- zapytał z uśmiechem. Chyba pasowało mu że nie będzie musiał spać w tym wielkim domku sam. Pokiwałam głową że nic nie trzeba powtarzać i usiadłam na moim łóżku. Było miękkie i bardzo wygodne. Poczułam się jeszcze bardziej senna.- Masz jakieś pytania??- zapytał.
-Nie generale. Wszystko jasne i klarowne.- zasalutowałam powstrzymując się od śmiechu. To jednak nie wyszło bo po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy Percy wziął coś z pod swojego łóżka i podszedł do drzwi.
-Ja idę się przejść. Ty też możesz.- powiedział i wyszedł. Nie chciałam nigdzie iść. Chciałam iść spać i obudzić się w sierocińcu tam, gdzie moje miejsce. Zdjęłam buty i położyłam się do łóżka przykrywając się kołdrą pod samą szyje. Musiałam odizolować się od wszystkiego.- To tylko sen Jenn. Zaraz się obudzisz i nie będzie czegoś takiego jak "Obóz Herosów"- powiedziałam do siebie. Po paru minutach rozmyślania co jest realne, a co może się okazać fikcją, zamknęłam oczy i zasnęłam.

                                               *  *  * 

Ten rozdział jej nieco dłuższy niż poprzednie :) (tak na prawdę to jest dokończenie 2 więc jest strasznie długi ^^) Mam nadzieję że się podobał :D Zachęcam do komentowania, to dałoby mi dużą motywacje do dalszego pisania :) Pozdrawiam :*

 

wtorek, 3 czerwca 2014

IMAGINE

Siemka ^^ ostatnio jakoś nie miałam weny na przepisywanie opowiadania na kompa, dostałam jednak ogromniej ochoty na napisanie krótkiego opowiadania (imagina jak to niektórzy mówią ^^). Odbiega ono zupełnie od głównego opowiadania ze strony. Miłego czytania :)


-Kim!- usłyszałam w oddali czyjeś wołanie. Zawsze ciekawili mnie ludzie. Byli tacy nieświadomi tego co się dzieje i tego co właśnie mijają na ulicy. Przeszłam przez jezdnie wpatrując się w zakochaną parę po drugiej stronie ciemnej ulicy. Dziewczyna tak bardzo kochała chłopaka którego przytulała, a on właśnie wyszedł od swojej drugiej dziewczyny. Nie lubiłam tego. Wiedziałam wszystko o wszystkich i jeszcze więcej, wszystko przez to że mogłam ze spokojem zajrzeć w czyjąś głowę. Jeżeli chciałam przestać nie wychodziło mi to. Robiłam to nie świadomie i byłam od tego uzależniona jak od oddychania. Przeszłam parę przecznic i zatrzymałam się przy ogromnym hotelu.To był mój cel. Weszłam do środka i skierowałam się do windy. Gdy weszłam do środka uderzył mnie przyjemny powiew klimatyzacji. Nacisnęłam przycisk z numerem 15 i powoli wjechałam na ostatnie piętro budynku. Gdy drzwi się otworzyły poczułam nieprzyjemny zapach zgnilizny. Piętro wydawało się być opuszczone, a tak na prawdę było zamieszkane przez starsze osoby. Korytarz był długi, w odrażającym kolorze zgniłej zieleni. Wszystko co widziałam odpychało mnie w każdej sekundzie. Szybkim krokiem udałam się na koniec korytarza i stanęłam przed pokojem 410. Tam nie mieszkał żaden staruszek tylko ukrywał się człowiek który mógł mnie wyleczyć. Mógł sprawić że będę taka jak wszyscy. Jednak ma to swoją cenę, za wysoką jak dla mnie. Nie potrafiłabym zabić dla niego niewinnej osoby. Musiałam szukać jakiegoś sposobu żeby ominąć tą części naszej umowy. Ostrożnie chwyciłam klamkę i otworzyłam  drzwi. W środku było ciemno. Weszłam głębiej do pomieszczenia chwytając drobny pistolet, który miałam za paskiem spodni. Nagle na drugim końcu pokoju zapaliła się lampka. W jej świetle stanął mężczyzna, na oko około 20 lat. Mimo młodego wieku w jego oczach było widać doświadczenie. Podeszłam stanowczo bliżej stukając szpilkami o parkiet. Poczułam na sobie zimny wzrok mężczyzny. 
-A więc jednak przyszłaś.- powiedział blondyn. Gdyby nie był jedyną osobą która stoi mi na przeszkodzie do bycia normalną, na pewno przyznałabym że jest przystojny. Idealne ryzy twarzy, blond włosy i prześliczne błękitne oczy. Był wręcz onieśmielający. - Jesteś gotowa spełnić moje oczekiwania?- zapytał uśmiechając się łobuzersko. 
-Nie będę zabijać niewinnych ludzi.- powiedziałam spokojnie. Na te słowa mężczyzna otworzył szufladę w biurku przy którym stał. Wyjął z niej szmaragdową teczkę i rzucił na blat. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam przedmiot.
-To lista 10 osób, opisy zbrodni i kary jakie powinni otrzymać. Nie interesuje mnie kogo wybierzesz, jeden z nich ma być o świcie martwy.- poinformował mnie i skinieniem ręki kazał mi wyjść. Niechętnie posłuchałam rozkazu. 
                                                  *  *  *
Kiedy weszłam do mieszkania od razu usiadłam na fotelu i zapaliłam małą lampkę. Otworzyłam tajemniczą teczkę i przejrzałam zawartość. Była to lista byłych członków mafii, dilerów, złodziejów i morderców. Wszyscy powinni odsiedzieć w więzieniu dożywocie. Na końcu listy widniało nazwisko "Martin Parks". Przeszukałam teczkę w nadziei że znajdę opis jego zbrodni. Znalazłam. Była to najdłuższa karta zbrodni ze wszystkich:

Imię: Martin
Nazwisko: Parks
Data Urodzenia: 04.11.1994
Zbrodnie:
- potrójne zabójstwo i włamaniem
- licznie pojedyncze morderstwa
- handel bronią
- kradzieże
- zabójstwo ojca i siostry
- liczne gwałty
- napad na szkołę


Nie musiałam dalej czytać, nie interesowały mnie szczegóły jego akcji. To był mój kolejny cel. Setna ofiara na moim własnym bilecie do piekła. 
Spojrzałam na sam koniec danych Parks'a. Widniał tam adres hotelu niedaleko mojego mieszkania. Najdziwniejsze było to że dobrze znałam mieszkańców pokoju 105.

                                                 *  *  * 

Chwile później byłam już pod drzwiami do pokoju mojej ofiary. Zbliżyłam się do drzwi. Nie było słychać żadnych odgłosów. Z tego co było napisane w danych Martin mieszkał sam. Tym lepiej dla mnie. Nie miałam zamiaru się cackać. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkanka. Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się w głąb domu szukając sypialni. Niestety w salonie czekała mnie niespodzianka. Chłopak, który był moim celem stał się dla mnie groźnym przeciwnikiem celującym we mnie z broni.
-Och..- westchnął znajomy mi głos.- Sam to ty. Przestraszyłaś mnie.- powiedział mój najlepszy przyjaciel. Źle wybrałam, przez brak zdjęcia w danych zagubiłam się. Wiedziałam też że Max, którego teraz dsxzabrałam za Martina, nie mógł ukryć przede mną tylu zbrodni. - Co ty tutaj robisz tak późno?- zapytał. Nie myślałam nad odpowiedzią. Mój mózg analizował każdy uczynek chłopaka. Nie był moim prawdziwym przyjacielem, nie było go przy mnie kiedy tego potrzebowałam. Musiałam go zabić, sięgnąć po szanse normalnego życia i znalezienia prawdziwych bliskich. Sięgnęłam po pistolet i odbezpieczyłam go celując w głowę chłopaka. 
-Co ty wyrabiasz!- krzyknął. Ostatni raz chciałam spojrzeć na jego czarne, krótkie włosy, utopić się w jego brązowych oczach. Nagle mój przeciwnik wyją broń. To już nie była zabawa.- Odłóż tą broń!! Nie chce ci zrobić krzywdy!- wołał. Miałam mętlik w głowie.
-Ja chce normalnie żyć rozumiesz! Ten palant obiecał mi serum!- krzyczałam. Byłam zrozpaczona, tak bardzo chciałam żeby to się już skończyło. Chciałam być taka jak inni. Nagle dotarły do mnie myśli Max'a. Nie chciał mi nic zrobić. Martwił się o mnie.
-Nie słuchaj go.- powiedział łagodnie opuszczając broń.- Nie musisz się zmieniać, przecież jesteś wspaniała.- próbował mnie pocieszyć.
-Nie wiesz jak to jest być tak samotnym jak ja. Nie mieć nikogo kto wiedziałby przez co przechodzisz.- wyznałam. Byłam bliska płaczu.- Nie mając nikogo kto cię kocha.- w tamtej chwili pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Opuściłam broń.- Nie wytrzymam dłużej. Albo dostane to serum albo się zabije.- wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy. W jednej krótkiej chwili usłyszałam strzał i poczułam straszliwy ból w piersi. Upadłam na kolana dotykając bolącego miejsca. Dostałam, ktoś mnie postrzelił.
-Nie dałabyś rady się zabić, ani zabić mnie bez wyrzutów sumienia. Nie dałabyś rady żyć w tym świecie.- słyszałam lekko stłumiony głos chłopaka. Poczułam jego ręce oplatające mnie w uścisku.- Nie mógłbym patrzeć jak cierpisz.- jego głos zdawał się coraz bardziej ginąć w oddali. Przed oczami widziałam zamazane plamki. Chciałam mu powiedzieć że go kocham ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Płuca paliły mnie jakby płonęły żywym ogniem.
-Kocham cię Sam.- wyznał chłopak. Słyszałam cichy szloch, który zaniknął wraz ze światłem. Pozostała ciemność, która ogarnęła mnie. Pierwszy raz czułam spokój. Byłam zadowolona że umarłam.



                                The End

 

Przepraszam za takie zakończenie, jakoś weszłam w cały klimat :) Mam nadzieję że się podobało ^^ chciałabym też prosić o komentarz, to będzie fajną motywacją do dalszego pisania :) Pozdrawiam ^^

piątek, 30 maja 2014

Rozdział 2 1/2

-HALO!!- usłyszałam wołanie.- OBÓDŹ SIĘ!!- podniosłam powoli głowę i otworzyłam zaspane oczy. Niebo było szare, a pegaz na którym leciałam powoli obniżał lot. Spojrzałam na swój turkusowy zegarek na prawej ręce. Dochodziła ósma wieczorem. Dziwiła mnie długość lotu.
-Lecieliśmy prawie 5 godzin….- przerwałam szukając sensownego wytłumaczenia.- Mieliśmy lecieć do Nowego Yorku. –przyznałam.
-Jesteśmy w Nowym Yorku, a dokładniej Long Island niedaleko Manhattanu.- odezwał się głos w mojej głowie. W krótkim czasie kopyta pegaza stanęły na twardym gruncie, a ja zobaczyłam dookoła nas grupę ludzi. Jedni w zbrojach jak gladiatorzy inni w takich samych pomarańczowych koszulkach. – Po drodze musieliśmy gdzieś wpaść.- wyjaśnił zwierzak. Zeszłam na ziemie i podeszłam do pyska pegaza.
-Dziękuje.- powiedziałam głaszcząc go. W odpowiedzi usłyszałam głośne, radosne rżenie.  Odwróciłam się, a tłum ludzi cały czas stał jak wryty metr ode mnie.
-To ona?-słyszałam zaciekawione szepty.
-Co ona tu robi?- zapytała kolejna osoba. Wszyscy wydali się bardzo przejęci moim przylotem.
Przed tłum wystąpiła ładna blondynka. Miała na sobie zbroje, a w ręce trzymała sztylet. Moje przybycie chyba przerwało jej jakiś trening władania bronią. Była czerwona jak pomidor, włosy miała potargane, pojedyncze kosmyki przyklejały się do jej czoła. Podeszła do mnie bliżej i podała mi rękę żeby się przywitać. Przywitałam się z dziewczyną patrząc w jej szare oczy. Było w nich widać mądrość. Godziny spędzone na czytaniu i studiowaniu nauk. Wyglądała na bardzo sympatyczną.
-Cześć.- zaczęła nieznajoma.-  Jestem Annabeth.- przedstawiła się.
-Cześć, miło cię poznać. Jestem..- zaczęłam ale dziewczyna nie dała mi skończyć.
-Chodźmy stąd.- powiedziała rozglądając się po tłumie ludzi.- Tutaj wszyscy się gapią.- chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła nad brzeg zatoki Long Island. Panowała tam cisza i spokój. Już z odległości 100 metrów było słychać szum fal uderzanych o brzeg.
-To co, robisz za komitet powitalny??- uśmiechnęłam się patrząc blondynce w oczy. Odwzajemniła uśmiech i pokiwała głową potwierdzając.
-Tak troszkę.- przyznała.- Chciałam cię oprowadzić po Obozie Herosów. Nie chce żebyś czuła się samotna.- powiedziała dziewczyna. Cieszyłam się że nie będę sama w obcym miejscu, ale wolałam być tu z moim przyjacielem. Zastanawiałam się co Annabeth miała na myśli mówiąc „Obóz Herosów’. Miałam zamiar jak najszybciej dowiedzieć się wszystkiego o tym miejscu. Nienawidziłam być niedoinformowana o czymś, a najbardziej o miejscu w którym się znajduję.
-Powiedziałaś „Obóz herosów”…- zaczęłam. Nie wiedziałam jak sformułować pytanie. – O co ci chodziło?- zapytałam w końcu.
-Oh… To ty nic nie wiesz?- zapytała szczerze zaskoczona. Chyba myślała że wiem gdzie konkretnie jestem i co tu robię. – To jest obóz w którym mieszka większość dzieci greckich bogów. Mieszka tu także kilkoro dzieci rzymskich bogów.- rozpędzała się Ann, a ja starałam się nie stracić rozumu. Myślałam że dziewczyna stojąca przede mną była chora umysłowo albo żartuje sobie ze mnie. – Jesteś tu bo jesteś jedną z nas.- spojrzałam na dziewczynę pytająco. Nie wierzyłam że to wszystko jest prawdą.- Jesteś herosem.- powiedziała z irytacją w głosie.- I to herosem o którym mówiła kiedyś Hekate. Nie dziwie się że nic nie wiesz, pewnie ukrywano to przed tobą dla twojego bezpieczeństwa. Hades by cię zabił gdyby się dowiedział że to ty.- wiedziałam już że Nico jest synem Hadesa, który się o mnie dowiedział i chciał mnie zabić. Ciekawa byłam co jeszcze wymyślą.
-Wiesz co?- zapytałam ironicznie.- Mam już dosyć tych żartów. Spadam stąd.- ruszyłam w stronę najbliższego lasu. Miałam zamiar oddalić się od tej wariatki i znaleźć kogoś kto utwierdzi mnie w fakcie że jestem w obozie dla wariatów.
-Czekaj Jenn!!- wołała za mnie blondynka. Nie słuchałam jej, udawałam że w ogóle jej nie ma.- Jenn!!
-Nie!!- odwróciłam się i krzyknęłam na nią.- Nie chce tego słuchać!! Musisz się leczyć!- powiedziałam poważnie. Było mi jej żal. Dziewczyna która tak bardzo wierzyła że to co wymyśliła jej choroba jest prawdziwe, musiała mieć bardzo ciężko w życiu.
Odwróciłam się z powrotem w kierunku lasu i wbiegłam między drzewa. To było cudowne. Bieganie beztrosko po lesie, pośród przyrody. Słuchając śpiewu ptaków i wdychając słodką woń kwiatów. Biegłam około 10 minut napotykając przeróżne ptaki i gryzonie. Nagle uderzyłam w coś sprężystego. Znokautowana przez nieznany przedmiot upadłam na ziemie i uderzyłam głową w kamień.
-Ałaa- jęknęłam z bólu. Chwyciłam się za głowę i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam chłopaka o brązowych włosach. Był wysoki, wyższy ode mnie. Wstałam i spojrzałam mu prosto w oczy. Kolorem przypominały morze, były identyczne do moich. Wiedziałam już dlaczego ludzie tak gubili się patrzą mi w oczy, dlaczego uważali że patrząc w nie mają ochotę wskoczyć do morza. Stał przede mną dowód na prawdziwość ich słów.
-Przepraszam.- powiedział chłopak. – Nie chciałem. Nic ci się nie stało?- zapytał podchodząc do mnie bliżej. Nie wydawał się tak zagubiony jak blondynka nad brzegiem. Widząc że trzymam się za głowę podszedł do mnie od tyłu i obejrzał czy nic się nie stało.- Wszystko wydaje się być w porządku, ale lepiej znajdź Chejrona i powiedz mu o wszystkim.-  zaproponował.- Chociaż najpierw powinnaś się przebrać.- spojrzałam na moje ubrania. Byłam cała mokra. Nie zauważyłam że moje ubrania są ciemniejsze niż zazwyczaj i trochę cięższe. – Jesteś przemoknięta.- uśmiechnął się łobuzersko.
-Hmm… Jak to możliwe??- zapytałam wyciskając wodę z mojej turkusowej koszuli. –Tak poza tym jestem Jennifer.- przedstawiłam się. W głowie krążyło mi mnóstwo pytań dotyczących tego miejsca i ludzi, teraz dodatkowo dołączyło pytanie: „Dlaczego jestem mokra?”.  Chłopak wydawał się trochę rozkojarzony, jakby analizował każdy najmniejszy ruch liści dookoła nas. Słychać było jego ciężki, urwany oddech.
-Ty jesteś Jennifer?- zapytał jakbyśmy znali się od lat, a byłam pewna że widziałam go pierwszy raz w życiu.- Jestem Percy.- powiedział akcentując swoje imię.  Po tych słowach zrozumiałam że powinnam wiedzieć kim jest chłopak przede mną, jednak nic z tego. Zrobiłam zakłopotaną minę, a Percy od razu zareagował. To, czego się dowiedziałam kompletnie mnie zamurowało.

Rozdział 1

Wszystko zaczęło się słonecznego dnia czerwca. Siedziałam na lekcji języka angielskiego i nudziłam się, gdy nauczycielka przypominała nam Greckie mity. Kogo obchodzi to jak Tezeusz zabił Minotaura i wydostał się z labiryntu? Wątpiłam żeby przydało mi się to w życiu. Znałam wszystkich 12 głównych bogów Greckich i wiele pomniejszych bóstw. Przeczytałam całą mitologie i pamiętałam wszystkie mity. I po co mi to do szczęście było potrzebne?
 -Jennifer!!- wyrwał mnie z zamyślenia głos nauczycielki. Starszawa pani Williams stała przy białej tablicy, na której był czarny napis markerem mówiący: TEZEUSZ.- Jak syn boga mórz wydostał się z labiryntu?
Zawsze śmieszyło mnie to jak ubiera się nasza nauczycielka. Jakby sama pochodziła ze starożytnych czasów. Popielata koszulka przypominająca te, które nosili wieśniacy w filmach o średniowieczu i spodnie wyglądające jak dopiero co zabrane strachowi na wróble. Jakby tego było mało na całą sale było czuć jej różane perfumy, którymi starała się zamaskować smród stęchlizny.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie jak banalne pytanie zadała nauczycielka. Jakby zapytała Einstein’ a jak się wiąże buty.
 -Serio?- zapytałam znudzona.
-Tak panno Jones, serio.- nauczycielka powiedziała to takim tonem jakby bolało ją wypowiedzenie każdego słowa.- Czekam na odpowiedź.
Wstałam z krzesła i stanęłam koło ławki. Już kilka razy pani Williams wyzwała mnie za nadpobudliwe ruchy podczas odpowiedzi więc tym razem starałam się nie wiercić nogą niewidzialnej dziury w podłodze.
 -A, więc tak. Tezeusz dostał zaczarowaną..- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ zabrzmiał dzwonek kończący lekcje. Spakowałam podręczniki do mojej ulubionej torby miętowego koloru i przewiesiłam ją przez ramie.
-Dokończymy na następnej lekcji!- nauczycielka starała się przekrzyczeć tłum nastolatków pchających się do wyjścia.- Panno Jones- zwróciła się do mnie.- proszę się przygotować.
 Jak najprędzej wyszłam z klasy i skierowałam się ku schodom. Weszłam piętro wyżej i przeszłam przez pół korytarza żeby w końcu przysiąść na podłodze przy drzwiach od sali opierając się o ścianę. Zamknęłam oczy zakładają słuchawki i włączyłam muzykę. Kochałam to. Izolowanie się od całego świata słuchając dźwięków w słuchawkach. Nagle poczułam szturchnięcie i ktoś usiadł obok mnie. Wiedziałam, że to mój najlepszy przyjaciel. Chodziliśmy do tej samej szkoły, ale tak jak wszyscy nie mieliśmy wszystkich lekcji razem. Szybko zdjęłam słuchawki wiedząc, że jak zwykle zaczął do mnie mówić nie zwracając uwagi na to, że nic nie słyszę.
-... i wtedy Angela podeszła do mnie..- usłyszałam głos Nico.
-Stop!- uspokoiłam przyjaciela a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co jest? O co chodzi?- zapytał.
-Nic nie zrozumiałam. Znowu zacząłeś do mnie mówić zanim zdjęłam słuchawki.- pokazałam na sprzęt. Nico uśmiechnął się. Jego uśmiech był inny niż wszystkich. Nie był taki promienny, ale i tak był cudowny.
-Oh.. Sory. Słuchaj miałem hiszpański, wiesz jak nienawidzę pani Brown..- zaczął opowiadać jak po raz kolejny sprzeczał się z nauczycielką hiszpańskiego o to samo. Mnie by to znudziło.
Przez całą opowieść wpatrywałam się w Nico. Nigdy mu tego nie powiedziałam, ale lubiłam wpatrywać się w niego, była naprawdę przystojny. Czarne kudłate włosy, które wyglądały jakby dopiero wstał z łóżka idealnie pasowały do jego oliwkowo-bladej skóry i delikatnie trójkątnej głowy. Doskonałe rysy twarzy z dołeczkami w policzkach podczas uśmiechu sprawiały, że rozmówca mimowolnie się uśmiechał. Oczy miał brązowe z kroplą szaleństwa pasujące do jego urody, tajemniczego charakteru i czasem złowrogiego zachowania. Na prawej ręce miał srebrny pierścień z trupią czaszką, a na szyi zawsze miał ten sam wisiorek, dwa czarne, skrzyżowane klucze. Przypominały mi klucze do bram Podziemi, może dlatego że moje życie obracało się w temacie mitologii greckiej, a może dla tego, że czasem mój przyjaciel pasowałby jako Hades. Nico jednak za każdym razem wypiera się tego i szybko zmieniał temat. Mimo że mój przyjaciel był szczupły, był też bardzo silny i miał widoczne mięśnie na torsie. Na co dzień nie było tego widać, bo nosił dość luźny czarny podkoszulek, ale ja już nie raz widywałam go bez koszulki. Zawsze miał na sobie identyczne ciuchy, ciemne jeansy, ulubiony podkoszulek i czarną skórzaną kurtkę. Kiedyś został u mnie w sierocińcu na kilka dni i miałam okazje zobaczyć całą torbę takich samych rzeczy. Nie wiedziałam jak można tak chodzić, ale do mojego przyjaciela ten styl idealnie pasował.
-... no i gościara mi telefon zabrała.- skarżył się jak co dzień. Nico miał chyba problemy z większością nauczycieli. Nie należał do tego typu uczniów, którzy siedzą cicho na lekcji.
-Jak zwykle.- przyznałam lekko znudzonym tonem. Po chwili ciszy oboje zaczęliśmy się śmiać.- I tak go nie używasz. Tylko trzymasz wyłączonego w kieszeni lub torbie.- wstałam i spojrzałam na niego z góry.- Niby taki badboy z ciebie, a nie chcesz telefonu w szkole używać.- zaczęłam się z niego nabijać. Nico nagle przestał się śmieć i stanął obok mnie.
-Nie chce zwracać na siebie uwagi. Już ci to kiedyś mówiłem.- powiedział tajemniczym, lecz poważnym głosem. Nienawidziłam tego. Zachowywał się tak jakby miał wielką tajemnice, której nie może powiedzieć nawet najlepszej przyjaciółce. Chciałam zapytać go, o co chodzi, ale wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcje.
-Dalej Jenn.- powiedział wesoło Nico.- Nie mam zamiaru się przez ciebie ZNOWU spóźnić.- było widać, że strasznie trudno przychodzi mu udawanie, że przed chwilą nie zachowywał się podejrzanie.
Ruszyliśmy w stronę sali, w której mieliśmy następną lekcje. Matematykę zawsze mieliśmy razem. Po wejściu do klasy zajęliśmy trzecią ławkę od końca w środkowym rzędzie i jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać zamiast uważać na lekcji. Zazwyczaj rozmawialiśmy o głupotach takich jak najazd kosmitów czy atak wielkiego minotaura na szkołę. Dzisiaj jednak temat był zupełnie inny. Rozmawialiśmy o nadchodzących wakacjach.
-Załatwiłem wszystko z twoimi opiekunkami i pozwoliły mi cię zabrać na wakacje na obóz.- mówił Nico zadowolony z siebie. Jeszcze nigdy nie widziałam go w tak dobrym humorze. Fakt często się śmiał, ale nie tak szczerze jak teraz.
-To fajnie.- przyznałam. Strasznie mnie ciekawiło, co to za obóz, ale zanim zdążyłam zapytać do sali weszła jakaś zakapturzona kobieta.
-Przyszłam po Nico i Jennifer.- powiedziała nieznajoma. Po głosie można było poznać, że była to starsza pani. Spojrzałam na Nico, wydawało mi się to trochę podejrzane, że zakapturzona staruszka przychodzi po nas do szkoły. W oczach mojego przyjaciela dostrzegłam niepokój, który doskonale maskował.
-Oh.- starsza kobieta zwróciła się do nas.- Tu są kochane dzieciaczki.- tym razem zamiast ochrypłego, starczego głosy usłyszałam przeraźliwie piszczący głos przypominający zgraje rozwścieczonych nietoperzy. Zobaczyłam, że mój przyjaciel wstaje i podchodzi do drzwi, więc zrobiłam to samo. Kiedy mieliśmy wychodzić zza naszych pleców usłyszałam głos pana Brown’ a.
-Wrócą jeszcze dzisiaj na lekcje?- zapytał. Zakapturzona kobieta odwróciła się do niego, a ja zerknęłam na chłopaka koło mnie. Patrzyła na mnie tym samym zaniepokojonym wzrokiem, co chwile temu. Otworzył usta i wypowiedział nieme "Uważaj na siebie."
-Nie proszę pana. Już nie wrócą.- po tych słowach miałam nieprzyjemne uczucie, że już nigdy nie wrócę do tej szkoły.
Gdy tylko wyszliśmy na korytarz kobieta zdjęła kaptur i ukazała parę przerażających oczu przypominających rozżarzone węgielki.
-Czyżbyś pomógł przeklętej?- zapytała delikatnie ochrypłym głosem staruszki. Zauważyłam, że zamiast zębów ma spiczaste kły. Albo próbowała upodobnić się do wampirów albo natura nie była dla niej łaskawa.
-To moja sprawa komu pomagam, a komu nie.- odpowiedział stanowczo Nico. W głowie kłębiło mi się masę pytań. Nie miałam pojęcia skąd chłopak znał Wampirozębą, ale widać było, że nie przepadają za sobą.
-Twój ojciec nie będzie zadowolony z faktu, że ona nadal żyje.- spojrzała na mnie w taki sposób jakby jej wzrok mógłby uśmiercić mnie w kilka sekund. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens słów nieznajomej i zanim zdążyłam przemyśleć możliwe opcję palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy.
-A czemu miałabym nie żyć?- zapytałam. Kobieta spojrzała zadowolona na Nico. Zaczęła zdejmować płaszcz i przeobrażać się w coś, co przypominało wiedźmę z szponami zamiast palców i wielkimi nietoperzowymi skrzydłami.
-Co to do cholery jest?!- mimowolnie pisnęłam. Byłam przerażona tym co zobaczyłam.
-Twój ojciec cię zabije nędzny bachorze!!- zaśmiała się i wzbiła w powietrze. Odruchowo się cofnęłam i wpadłam na ciemnookiego chłopaka, który wydawał się niewzruszony dziwnym monstrum przed nami. W kilka sekund Nico wziął mnie za rękę i wyciągnął z budynku. Gdy byliśmy już na dworze wbiegliśmy w zaułek obok szkoły.
-Tylko się nie przestrasz, ok?- zaczął.- On wyczuje twój strach i nie wiem jak się wtedy zachowa.- zaczął się śmieć. Zakodowałam sobie w głowie, że cokolwiek zobaczę nie mogę pokazać, że się boje. Ruszyliśmy w głąb zaułka i po chwili zobaczyłam konia. Majestatycznego czarnego konia stojącege na chodniku. Podeszliśmy bliżej i zobaczyłam coś dziwnego. Stworzenie, które wzięłam za konia miało parę wielkich czarnych skrzydeł złożonych wzdłuż tułowia.
-Czy to pegaz?- zapytałam zdumiona. Był przepiękny. Nie wierzyłam w to co widzę, myślałam, że zaraz się obudzę, że to tylko sen.
-Tak, ale nie czas teraz na pytanie.- po raz pierwszy w tamtym dniu usłyszałam w głosie mojego towarzysz desperacje i strach.- Proszę wsiadaj!- prosił mnie trochę głośniej niż normalnie.
Posłusznie wsiadłam na zwierzę uważając, aby nie zrobić zbyt gwałtownych ruchów. Nagle zza rogu zaułka wyleciała Wampirozęba zbliżając się do nas.
-Ruszaj!- zawołał Nico patrząc na wierzchowca. Tuż za nim rozległ się krzyk.
-Hades nie wybaczy ci zdrady!- zawołała i przeleciała nad nami. Pegaz odbił się od ziemi w momencie, kiedy czarownic zniknęła z pola widzenia.
-Czekaj!- zawołałam przestraszona.- A Nico?!- zapytałam, ale on tylko odsunął się i powiedział "Mam inny transport. Gdy znalazłam się na niebie położyłam głowę na grzbiecie zwierzęcia.
-Jak dolecimy obudzę cię.- usłyszałam. Podniosłam głowę, ale nikogo nie zauważyłam.- To ja!- usłyszałam ten sam głos. Wydobywał się z mojej głowy. To był pegaz.
-Jak to..?- zapytałam zdziwiona. Nie rozumiałam już nic.
-Jak dolecimy do obozu wszystko ci wyjaśnią. A teraz prześpij się. Do Nowego Yorku kawał drogi.- mimo wielu pytań położyłam głowę i starałam się zasnąć.
-Może to wszystko to tylko sen i zaraz się obudzę.- przyznałam. Miałam nadzieje, że moje prośby zostaną wysłuchane i zaraz obudzę się w swoim łóżku. Że skończy się ten cały koszmar.

Prolog

Moje życie było takie jak twoje. Wstań i spójrz za okno.
Widzisz pewnie ludzi, sklepy lub inne budynki. Ja widziałam to samo.
Z jednym małym wyjątkiem. Widziałam rzeczy które Ty spotykasz tylko w snach.
Kiedy się o nich dowiedziałam moje życie stanęło na głowie.
Spotkałam te wszystkie stwory i ludzi, którzy spotykają je na co dzień.
Opowiem Ci historię z mojego życia.
Nie mogę ci obiecać że będzie szczęśliwa, w moim życiu było wiele przykrości i złych decyzji.
Jestem Jennifer Jones, córka Posejdona i w tym momencie
zdradzam ci moją największą tajemnice.