czwartek, 5 czerwca 2014

Rozdział 2 2/2

-Jestem Percy. Twój brat przyrodni.- poinformował mnie chłopak. Serce zaczęło mi mocniej bić. Starałam się uspokoić ale wszystko się we mnie zagotowało. Miałam już dosyć tego psychicznego żartu. Zacisnęłam zęby i odwróciłam się plecami do Percy'ego. Kiedy zaczęłam iść przed siebie i oddalać się od miejsca spotkania poczułam że w pasie objęło mnie coś zimnego. 
-Poczekaj- usłyszałam chłopaka za mną. Zostałam przyciągnięta na swoje dawne miejsce przez mackę wody. Przerażona zaczęłam się wiercić próbując się uwolnić.
-Puszczaj!!- wrzasnęłam, a woda nagle straciła swój kształt. Odwróciłam się przodem do chłopaka i spojrzałam mu w oczy.- Co ty wyrabiasz!?!- zaczęłam. Chciałam się wydostać z tego obozu, ale najpierw musiałam znać odpowiedzi na dręczące mnie pytania.- Odbiło ci!?! I co to w ogóle miało być!?!- zapytałam wskazując rękami na mokrą plamę ziemi pod naszymi stopami. Chłopak siedział cicho dopóki nie skończyłam krzyczeć.
-Dobrze ci poszło.- usłyszałam. Nie miałam pojęcie o czym on mówił, o wydzieraniu się w złości czy o uwierzeniu w bajkę o herosach. Spojrzałam na niego pytająco.- Jesteś córką Posejdona.- powiedział jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie, a ja byłabym bezmózgim dziwolągiem. Nadal patrzyłam na niego podejrzanie myśląc czy nie uciec. Jednak musiał mieć trochę racji, przecież poruszał wodą, a to niecodzienny wyczyn.- Dziewczyno! Właśnie poruszyłaś wodą!- powiedział z podziwem.- Twoim ojcem jest bóg!- zawołał. Przypomniałam sobie lata spędzone w sierocińcu z opiekunkami, które mnie nienawidziły. "Jeżeli moim ojcem jest bóg to czemu pozwolił mi siedzieć samej w takim miejscu?" To nie była prawda, mój ojciec zginął i osoba która zorganizowała ten żart musiała o tym dobrze wiedzieć. Poczułam pieczenie pod powiekami.
-Ja nie mam ojca.- powiedziałam na co chłopak otworzył usta żeby coś powiedzieć.- Mój ojciec nie żyje, jasne!?!- krzyknęłam i uciekłam. Nie chciałam żeby widział jak płacze. Starałam się wyjść z lasu i znaleźć gdzieś mojego przyjaciela.
Po kilku minutach błądzenia wybiegłam z lasu i zobaczyłam ogromne pole na którym wcześniej wylądowałam z pegazem. Zwolniłam krok do szybkiego marszu i spojrzałam na zegarek. Dziewiąta wieczór. Poszłam w kierunku największego domku. Był jasny. Kolor pastelowego błękitu idealnie zgrały się białymi wykończeniami. Miałam nadzieje że znajdę tam kogoś kto mi pomoże. Kiedy podeszłam do drzwi ze środka wydobywały się głośne okrzyki. Ktoś tam był, a ja miałam zamiar to sprawdzić. Chwyciłam za klamkę i otworzyłam drzwi. Moim oczom ukazał się całkiem sporu pokój wypełniony ludźmi. Była tak również Annabeth i Percy, który najwidoczniej nie zabłądził w lesie tak jak ja. Prawie wszyscy siedzieli dookoła stołu pingpongowego. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyłam znajomą twarz. Stał tuż przede mną i patrzył na młodzież, która przestała się kłócić i zwróciła ku mnie wzrok. To był Nico, mój przyjaciel za którym tak tęskniłam. 
-Nico!!- krzyknęłam radośnie. Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się na szyje. Poczułam jak jego ręce zaciskają się w uścisku dookoła mojego ciała. Po chwili odsunęliśmy się od siebie.
-Przerosło cię to wszystko.- powiedział mój przyjaciel. To oznaczało że to nie był żart. Nie żartowałby w takiej sytuacji, nie on. Zawsze pilnował żebym była bezpieczna i się niczego nie bała. Teraz byłam przerażona.- Mogłem wspomnieć ci że nie jestem taki jak inni.- dokończył poważnym tonem.
-Dziwne żeby było inaczej! Spotkałam dziwną....- próbowałam znaleźć słowo które opisze to szkaradztwo.- Wampirozębą, skrzydlatą staruszkę..
-Erynię- upomniał Percy.- Wampirozębą?? Reszta przezwisk była już zajęta??- zaczął żartować, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Niech będzie, Erynię!- poprawiłam się patrząc na nowego brata z wyrzutem.-Kontynuując. Leciałam mitycznym PEGAZEM!!- podkreśliłam ostatnie słowo.- Wylądowałam daleko od domu w "Obozie Nienormalnych" gdzie jakaś blondynka- wskazałam na Ann, która była wyraźnie niezadowolona z przezwiska.- opowiada że wszyscy jesteście herosami, a chłopak którego spotykam w lecie- uniosłam ręce w stronę Percy'ego- mówi że jest moim bratem. A wisienką na torcie jest to, że panuje nad wodą bo jestem córką Posejdona!! Nie dziw się że mnie to przerasta!!- podniosłam głos. Dowiedziałam się za dużo jak na jeden dzień. Cały czas miałam cień nadziei że to wszystko nie jest realne.
-Teraz wiesz jak powinno wyglądać twoje życie.
-Czyli nie ma szans że to żarty.- podsumowałam. Jeżeli wszyscy zebrani byli herosami z łatwością można było rozpoznać jaki bóg był ich rodzicem.- Jednym z naszych rodziców jest grecki bóg.. Dam sobie głowę uciąć że Annabeth jest córką Ateny.- powiedziałam. Tylko do tej bogini mi pasowała. Była przemądrzała, a jej oczy same w sobie promieniowały mądrością. Wszyscy zebrani spojrzeli się na mnie podejrzliwie co było zapewnieniem że trafiłam w dziesiątkę.
-Jak ty to...?- blondynka wstała z miejsca i podeszła bliżej mnie i Nico. Nie wiedziała co się dzieje, była zagubiona. Chyba nie często zdarza się że czegoś nie wie.- Czy ty jesteś pewny że ona nie jest córką Ateny?- zapytała mojego nowego brata.
-Posejdon ją uznał.- odpowiedział Percy zbliżając się do nas.- Widziałem to, a ślepy nie jestem. Teraz macie zapewnienie że jest moją siostrą.- powiedziawszy to chłopak podszedł do mnie i objął ramieniem. Nico zareagował błyskawicznie. Odepchnął rękę mojego brata i stanął pomiędzy nami.
-Uważaj Rybiościeku!! To moja najlepsza przyjaciółka!- najwyraźniej stracił kontrole nad sobą.- Po ostatnim nie ufam ci!
-To był wypadek.- tłumaczył Percy.- Poza tym, nic bym jej nie zrobił. Przy tobie jest bardziej niebezpiecznie.- oskarżył mojego przyjaciela.- Czy to nie ty miałeś za zadanie ją zabić??- zapytał ironicznie. Z niedowierzaniem spojrzałam na Nico.
-To nie tak jak myślisz. Nie zrobiłbym ci krzywdy, przecież wiesz.- wiedziałam że mówi prawdę, gdyby miał mnie zabić zrobiłby to już dawno temu.
-Gdybyś chciał już byś to zrobił, to logiczne. Dlatego Erynia powiedziała że zdradziłeś ojca. Poleciała mu pewnie wszystko powiedzieć.- podsumowałam. Głośnie myślenie zawsze pomagało mi szybciej ogarnąć co się dzieje.
-Niech mi ktoś powie czemu ona jest taka mądra!- powiedziała błagalnym tonem Ann.- Nie wytrzymam dłużej tej niewiedzy.
-To zwykła zmyłka.- powiedział mężczyzna na wózku którego wcześniej nie zauważyłam. Wyglądał na co najmniej 40 lat. Włosy miał kudłate, a na twarzy tygodniowy zarost. W swoim swetrze i kocu na nogach wyglądał jak pospolity bezdomny.- Ma cechy większości bogów, tak jak ich dzieci. Posejdon poprosił olimpijczyków żeby przekazali jej jakieś swoje cech.- mężczyzna ruszył wózkiem i podjechał do stołu pingpongowego o który opierała się Ann.- Mądrość ma od Ateny, tak jak ty.- zwrócił się do blondynki.- Lepiej jej też nie drażnić, bo od Aresa ma drażliwy charakter. Nie chciałbym być twoim wrogiem.- powiedział do mnie. Spojrzał mi w oczy i chyba się nad czymś zastanawiał.- Oczy masz po ojcu. Głębokie w kolorze morskiej zieleni.
-Reszty się dowiemy z czasem. Chociaż nie mam zamiaru obudzić się w nocy i widzieć jak zaczyna lewitować nad łóżkiem.- dodał Percy. Miałam dosyć takiego nawału informacji. Chciałam się położyć, iść spać. 
-Gdzie mogę odpocząć?- zapytałam po czym mimowolnie ziewnęłam. Mimo tylu godzin snu na grzbiecie pegaza byłam wykończona. Zaczęła mnie boleć głowa, a to nie był dobry znak.- Jestem wykończona, położyłabym się spać.
-Piper?- Nico zwrócił się do ślicznej dziewczyny w zbroi. Spojrzałam jej w oczy. Ciężko było powiedzieć jaki miały kolor. Patrząc w nie miało się wrażenie że kolor cały czas się zmienia, jak obraz w kalejdoskopie.- Zaprowadziłabyś Jenn do jej domku?? Sama chyba nie trafi, zawsze miała problemy z orientacją w terenie.- zażartował ze mnie mój przyjaciel. Nie miałam jednak siły się z nim przekomarzać.
-Ja ją mogę zaprowadzić- odezwał się Percy. Zauważyłam że mięśnie Nico się napięły jak zawsze kiedy był zły.- I tak się tam wybieram.- podsumował, a ja ominęłam przyjaciela i poszłam za chłopakiem do drzwi.
Po chwili spaceru w ciszy doszliśmy do 12 domków ułożonych w literę "U". Każdy był inny. Jeden był różowy, inny ozdobiony kwiatami a jeszcze inny miał nad drzwiami głowę dzika. Mnie jednak zainteresował błękitny domek na końcu. Elementy kolory morskiej zieleni idealnie pasowały do konstrukcji domku. Nad drzwiami wisiała głowica trójzębu wyryta w jakimś kamieniu. Gdy doszliśmy do progu domu nie mogłam odwrócić od niego wzroku.
-Jest prześliczny.- nie umiałam wyrazić podziwu.
-W środku jest fajniejszy.- powiedział uśmiechając się i otworzył drzwi.
W środku było niesamowicie. Na ścianach i suficie wisiały wyrzeźbione w koralowcu morskie zwierzęta. Przy ścianie naprzeciwko drzwi stały dwa łóżka. Zielono-błękitna pościel tworzyła niesamowity kontrast z ciemnym odcieniem morskiej zieleni. 
-To jest twoje łóżko.- powiedział Percy wskazując te stojące najbliżej ściany po prawej od drzwi wejściowych. Na podłodze zauważyłam małe źródełko z czystą wodą. Przyjemne chlupotanie wody uspokoiło moje myśli.- Tam- wskazał drzwi po swojej lewej stronie.- jest łazienka. Cisza nocna jest o dziesiątej i kończy się o szóstej trzydzieści rano. W tym czasie MUSISZ być w domku. Zrozumiałaś czy muszę coś powtórzyć??- zapytał z uśmiechem. Chyba pasowało mu że nie będzie musiał spać w tym wielkim domku sam. Pokiwałam głową że nic nie trzeba powtarzać i usiadłam na moim łóżku. Było miękkie i bardzo wygodne. Poczułam się jeszcze bardziej senna.- Masz jakieś pytania??- zapytał.
-Nie generale. Wszystko jasne i klarowne.- zasalutowałam powstrzymując się od śmiechu. To jednak nie wyszło bo po chwili oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Kiedy się uspokoiliśmy Percy wziął coś z pod swojego łóżka i podszedł do drzwi.
-Ja idę się przejść. Ty też możesz.- powiedział i wyszedł. Nie chciałam nigdzie iść. Chciałam iść spać i obudzić się w sierocińcu tam, gdzie moje miejsce. Zdjęłam buty i położyłam się do łóżka przykrywając się kołdrą pod samą szyje. Musiałam odizolować się od wszystkiego.- To tylko sen Jenn. Zaraz się obudzisz i nie będzie czegoś takiego jak "Obóz Herosów"- powiedziałam do siebie. Po paru minutach rozmyślania co jest realne, a co może się okazać fikcją, zamknęłam oczy i zasnęłam.

                                               *  *  * 

Ten rozdział jej nieco dłuższy niż poprzednie :) (tak na prawdę to jest dokończenie 2 więc jest strasznie długi ^^) Mam nadzieję że się podobał :D Zachęcam do komentowania, to dałoby mi dużą motywacje do dalszego pisania :) Pozdrawiam :*

 

wtorek, 3 czerwca 2014

IMAGINE

Siemka ^^ ostatnio jakoś nie miałam weny na przepisywanie opowiadania na kompa, dostałam jednak ogromniej ochoty na napisanie krótkiego opowiadania (imagina jak to niektórzy mówią ^^). Odbiega ono zupełnie od głównego opowiadania ze strony. Miłego czytania :)


-Kim!- usłyszałam w oddali czyjeś wołanie. Zawsze ciekawili mnie ludzie. Byli tacy nieświadomi tego co się dzieje i tego co właśnie mijają na ulicy. Przeszłam przez jezdnie wpatrując się w zakochaną parę po drugiej stronie ciemnej ulicy. Dziewczyna tak bardzo kochała chłopaka którego przytulała, a on właśnie wyszedł od swojej drugiej dziewczyny. Nie lubiłam tego. Wiedziałam wszystko o wszystkich i jeszcze więcej, wszystko przez to że mogłam ze spokojem zajrzeć w czyjąś głowę. Jeżeli chciałam przestać nie wychodziło mi to. Robiłam to nie świadomie i byłam od tego uzależniona jak od oddychania. Przeszłam parę przecznic i zatrzymałam się przy ogromnym hotelu.To był mój cel. Weszłam do środka i skierowałam się do windy. Gdy weszłam do środka uderzył mnie przyjemny powiew klimatyzacji. Nacisnęłam przycisk z numerem 15 i powoli wjechałam na ostatnie piętro budynku. Gdy drzwi się otworzyły poczułam nieprzyjemny zapach zgnilizny. Piętro wydawało się być opuszczone, a tak na prawdę było zamieszkane przez starsze osoby. Korytarz był długi, w odrażającym kolorze zgniłej zieleni. Wszystko co widziałam odpychało mnie w każdej sekundzie. Szybkim krokiem udałam się na koniec korytarza i stanęłam przed pokojem 410. Tam nie mieszkał żaden staruszek tylko ukrywał się człowiek który mógł mnie wyleczyć. Mógł sprawić że będę taka jak wszyscy. Jednak ma to swoją cenę, za wysoką jak dla mnie. Nie potrafiłabym zabić dla niego niewinnej osoby. Musiałam szukać jakiegoś sposobu żeby ominąć tą części naszej umowy. Ostrożnie chwyciłam klamkę i otworzyłam  drzwi. W środku było ciemno. Weszłam głębiej do pomieszczenia chwytając drobny pistolet, który miałam za paskiem spodni. Nagle na drugim końcu pokoju zapaliła się lampka. W jej świetle stanął mężczyzna, na oko około 20 lat. Mimo młodego wieku w jego oczach było widać doświadczenie. Podeszłam stanowczo bliżej stukając szpilkami o parkiet. Poczułam na sobie zimny wzrok mężczyzny. 
-A więc jednak przyszłaś.- powiedział blondyn. Gdyby nie był jedyną osobą która stoi mi na przeszkodzie do bycia normalną, na pewno przyznałabym że jest przystojny. Idealne ryzy twarzy, blond włosy i prześliczne błękitne oczy. Był wręcz onieśmielający. - Jesteś gotowa spełnić moje oczekiwania?- zapytał uśmiechając się łobuzersko. 
-Nie będę zabijać niewinnych ludzi.- powiedziałam spokojnie. Na te słowa mężczyzna otworzył szufladę w biurku przy którym stał. Wyjął z niej szmaragdową teczkę i rzucił na blat. Wyciągnęłam rękę i chwyciłam przedmiot.
-To lista 10 osób, opisy zbrodni i kary jakie powinni otrzymać. Nie interesuje mnie kogo wybierzesz, jeden z nich ma być o świcie martwy.- poinformował mnie i skinieniem ręki kazał mi wyjść. Niechętnie posłuchałam rozkazu. 
                                                  *  *  *
Kiedy weszłam do mieszkania od razu usiadłam na fotelu i zapaliłam małą lampkę. Otworzyłam tajemniczą teczkę i przejrzałam zawartość. Była to lista byłych członków mafii, dilerów, złodziejów i morderców. Wszyscy powinni odsiedzieć w więzieniu dożywocie. Na końcu listy widniało nazwisko "Martin Parks". Przeszukałam teczkę w nadziei że znajdę opis jego zbrodni. Znalazłam. Była to najdłuższa karta zbrodni ze wszystkich:

Imię: Martin
Nazwisko: Parks
Data Urodzenia: 04.11.1994
Zbrodnie:
- potrójne zabójstwo i włamaniem
- licznie pojedyncze morderstwa
- handel bronią
- kradzieże
- zabójstwo ojca i siostry
- liczne gwałty
- napad na szkołę


Nie musiałam dalej czytać, nie interesowały mnie szczegóły jego akcji. To był mój kolejny cel. Setna ofiara na moim własnym bilecie do piekła. 
Spojrzałam na sam koniec danych Parks'a. Widniał tam adres hotelu niedaleko mojego mieszkania. Najdziwniejsze było to że dobrze znałam mieszkańców pokoju 105.

                                                 *  *  * 

Chwile później byłam już pod drzwiami do pokoju mojej ofiary. Zbliżyłam się do drzwi. Nie było słychać żadnych odgłosów. Z tego co było napisane w danych Martin mieszkał sam. Tym lepiej dla mnie. Nie miałam zamiaru się cackać. Ostrożnie otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkanka. Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się w głąb domu szukając sypialni. Niestety w salonie czekała mnie niespodzianka. Chłopak, który był moim celem stał się dla mnie groźnym przeciwnikiem celującym we mnie z broni.
-Och..- westchnął znajomy mi głos.- Sam to ty. Przestraszyłaś mnie.- powiedział mój najlepszy przyjaciel. Źle wybrałam, przez brak zdjęcia w danych zagubiłam się. Wiedziałam też że Max, którego teraz dsxzabrałam za Martina, nie mógł ukryć przede mną tylu zbrodni. - Co ty tutaj robisz tak późno?- zapytał. Nie myślałam nad odpowiedzią. Mój mózg analizował każdy uczynek chłopaka. Nie był moim prawdziwym przyjacielem, nie było go przy mnie kiedy tego potrzebowałam. Musiałam go zabić, sięgnąć po szanse normalnego życia i znalezienia prawdziwych bliskich. Sięgnęłam po pistolet i odbezpieczyłam go celując w głowę chłopaka. 
-Co ty wyrabiasz!- krzyknął. Ostatni raz chciałam spojrzeć na jego czarne, krótkie włosy, utopić się w jego brązowych oczach. Nagle mój przeciwnik wyją broń. To już nie była zabawa.- Odłóż tą broń!! Nie chce ci zrobić krzywdy!- wołał. Miałam mętlik w głowie.
-Ja chce normalnie żyć rozumiesz! Ten palant obiecał mi serum!- krzyczałam. Byłam zrozpaczona, tak bardzo chciałam żeby to się już skończyło. Chciałam być taka jak inni. Nagle dotarły do mnie myśli Max'a. Nie chciał mi nic zrobić. Martwił się o mnie.
-Nie słuchaj go.- powiedział łagodnie opuszczając broń.- Nie musisz się zmieniać, przecież jesteś wspaniała.- próbował mnie pocieszyć.
-Nie wiesz jak to jest być tak samotnym jak ja. Nie mieć nikogo kto wiedziałby przez co przechodzisz.- wyznałam. Byłam bliska płaczu.- Nie mając nikogo kto cię kocha.- w tamtej chwili pojedyncza łza spłynęła po moim policzku. Opuściłam broń.- Nie wytrzymam dłużej. Albo dostane to serum albo się zabije.- wypaliłam pierwsze co mi przyszło do głowy. W jednej krótkiej chwili usłyszałam strzał i poczułam straszliwy ból w piersi. Upadłam na kolana dotykając bolącego miejsca. Dostałam, ktoś mnie postrzelił.
-Nie dałabyś rady się zabić, ani zabić mnie bez wyrzutów sumienia. Nie dałabyś rady żyć w tym świecie.- słyszałam lekko stłumiony głos chłopaka. Poczułam jego ręce oplatające mnie w uścisku.- Nie mógłbym patrzeć jak cierpisz.- jego głos zdawał się coraz bardziej ginąć w oddali. Przed oczami widziałam zamazane plamki. Chciałam mu powiedzieć że go kocham ale nie mogłam wydusić z siebie słowa. Płuca paliły mnie jakby płonęły żywym ogniem.
-Kocham cię Sam.- wyznał chłopak. Słyszałam cichy szloch, który zaniknął wraz ze światłem. Pozostała ciemność, która ogarnęła mnie. Pierwszy raz czułam spokój. Byłam zadowolona że umarłam.



                                The End

 

Przepraszam za takie zakończenie, jakoś weszłam w cały klimat :) Mam nadzieję że się podobało ^^ chciałabym też prosić o komentarz, to będzie fajną motywacją do dalszego pisania :) Pozdrawiam ^^