-HALO!!- usłyszałam wołanie.- OBÓDŹ SIĘ!!- podniosłam powoli głowę i
otworzyłam zaspane oczy. Niebo było szare, a pegaz na którym leciałam
powoli obniżał lot. Spojrzałam na swój turkusowy zegarek na prawej ręce.
Dochodziła ósma wieczorem. Dziwiła mnie długość lotu.
-Lecieliśmy prawie 5 godzin….- przerwałam szukając sensownego wytłumaczenia.- Mieliśmy lecieć do Nowego Yorku. –przyznałam.
-Jesteśmy
w Nowym Yorku, a dokładniej Long Island niedaleko Manhattanu.- odezwał
się głos w mojej głowie. W krótkim czasie kopyta pegaza stanęły na
twardym gruncie, a ja zobaczyłam dookoła nas grupę ludzi. Jedni w
zbrojach jak gladiatorzy inni w takich samych pomarańczowych koszulkach.
– Po drodze musieliśmy gdzieś wpaść.- wyjaśnił zwierzak. Zeszłam na
ziemie i podeszłam do pyska pegaza.
-Dziękuje.- powiedziałam
głaszcząc go. W odpowiedzi usłyszałam głośne, radosne rżenie.
Odwróciłam się, a tłum ludzi cały czas stał jak wryty metr ode mnie.
-To ona?-słyszałam zaciekawione szepty.
-Co ona tu robi?- zapytała kolejna osoba. Wszyscy wydali się bardzo przejęci moim przylotem.
Przed
tłum wystąpiła ładna blondynka. Miała na sobie zbroje, a w ręce
trzymała sztylet. Moje przybycie chyba przerwało jej jakiś trening
władania bronią. Była czerwona jak pomidor, włosy miała potargane,
pojedyncze kosmyki przyklejały się do jej czoła. Podeszła do mnie bliżej
i podała mi rękę żeby się przywitać. Przywitałam się z dziewczyną
patrząc w jej szare oczy. Było w nich widać mądrość. Godziny spędzone na
czytaniu i studiowaniu nauk. Wyglądała na bardzo sympatyczną.
-Cześć.- zaczęła nieznajoma.- Jestem Annabeth.- przedstawiła się.
-Cześć, miło cię poznać. Jestem..- zaczęłam ale dziewczyna nie dała mi skończyć.
-Chodźmy
stąd.- powiedziała rozglądając się po tłumie ludzi.- Tutaj wszyscy się
gapią.- chwyciła mnie za rękę i zaciągnęła nad brzeg zatoki Long Island.
Panowała tam cisza i spokój. Już z odległości 100 metrów było słychać
szum fal uderzanych o brzeg.
-To co, robisz za komitet
powitalny??- uśmiechnęłam się patrząc blondynce w oczy. Odwzajemniła
uśmiech i pokiwała głową potwierdzając.
-Tak troszkę.- przyznała.-
Chciałam cię oprowadzić po Obozie Herosów. Nie chce żebyś czuła się
samotna.- powiedziała dziewczyna. Cieszyłam się że nie będę sama w obcym
miejscu, ale wolałam być tu z moim przyjacielem. Zastanawiałam się co
Annabeth miała na myśli mówiąc „Obóz Herosów’. Miałam zamiar jak
najszybciej dowiedzieć się wszystkiego o tym miejscu. Nienawidziłam być
niedoinformowana o czymś, a najbardziej o miejscu w którym się znajduję.
-Powiedziałaś „Obóz herosów”…- zaczęłam. Nie wiedziałam jak sformułować pytanie. – O co ci chodziło?- zapytałam w końcu.
-Oh…
To ty nic nie wiesz?- zapytała szczerze zaskoczona. Chyba myślała że
wiem gdzie konkretnie jestem i co tu robię. – To jest obóz w którym
mieszka większość dzieci greckich bogów. Mieszka tu także kilkoro dzieci
rzymskich bogów.- rozpędzała się Ann, a ja starałam się nie stracić
rozumu. Myślałam że dziewczyna stojąca przede mną była chora umysłowo
albo żartuje sobie ze mnie. – Jesteś tu bo jesteś jedną z nas.-
spojrzałam na dziewczynę pytająco. Nie wierzyłam że to wszystko jest
prawdą.- Jesteś herosem.- powiedziała z irytacją w głosie.- I to herosem
o którym mówiła kiedyś Hekate. Nie dziwie się że nic nie wiesz, pewnie
ukrywano to przed tobą dla twojego bezpieczeństwa. Hades by cię zabił
gdyby się dowiedział że to ty.- wiedziałam już że Nico jest synem
Hadesa, który się o mnie dowiedział i chciał mnie zabić. Ciekawa byłam
co jeszcze wymyślą.
-Wiesz co?- zapytałam ironicznie.- Mam już
dosyć tych żartów. Spadam stąd.- ruszyłam w stronę najbliższego lasu.
Miałam zamiar oddalić się od tej wariatki i znaleźć kogoś kto utwierdzi
mnie w fakcie że jestem w obozie dla wariatów.
-Czekaj Jenn!!- wołała za mnie blondynka. Nie słuchałam jej, udawałam że w ogóle jej nie ma.- Jenn!!
-Nie!!-
odwróciłam się i krzyknęłam na nią.- Nie chce tego słuchać!! Musisz się
leczyć!- powiedziałam poważnie. Było mi jej żal. Dziewczyna która tak
bardzo wierzyła że to co wymyśliła jej choroba jest prawdziwe, musiała
mieć bardzo ciężko w życiu.
Odwróciłam się z powrotem w kierunku
lasu i wbiegłam między drzewa. To było cudowne. Bieganie beztrosko po
lesie, pośród przyrody. Słuchając śpiewu ptaków i wdychając słodką woń
kwiatów. Biegłam około 10 minut napotykając przeróżne ptaki i gryzonie.
Nagle uderzyłam w coś sprężystego. Znokautowana przez nieznany przedmiot
upadłam na ziemie i uderzyłam głową w kamień.
-Ałaa- jęknęłam z
bólu. Chwyciłam się za głowę i spojrzałam przed siebie. Zobaczyłam
chłopaka o brązowych włosach. Był wysoki, wyższy ode mnie. Wstałam i
spojrzałam mu prosto w oczy. Kolorem przypominały morze, były identyczne
do moich. Wiedziałam już dlaczego ludzie tak gubili się patrzą mi w
oczy, dlaczego uważali że patrząc w nie mają ochotę wskoczyć do morza.
Stał przede mną dowód na prawdziwość ich słów.
-Przepraszam.-
powiedział chłopak. – Nie chciałem. Nic ci się nie stało?- zapytał
podchodząc do mnie bliżej. Nie wydawał się tak zagubiony jak blondynka
nad brzegiem. Widząc że trzymam się za głowę podszedł do mnie od tyłu i
obejrzał czy nic się nie stało.- Wszystko wydaje się być w porządku, ale
lepiej znajdź Chejrona i powiedz mu o wszystkim.- zaproponował.-
Chociaż najpierw powinnaś się przebrać.- spojrzałam na moje ubrania.
Byłam cała mokra. Nie zauważyłam że moje ubrania są ciemniejsze niż
zazwyczaj i trochę cięższe. – Jesteś przemoknięta.- uśmiechnął się
łobuzersko.
-Hmm… Jak to możliwe??- zapytałam wyciskając wodę z
mojej turkusowej koszuli. –Tak poza tym jestem Jennifer.- przedstawiłam
się. W głowie krążyło mi mnóstwo pytań dotyczących tego miejsca i ludzi,
teraz dodatkowo dołączyło pytanie: „Dlaczego jestem mokra?”. Chłopak
wydawał się trochę rozkojarzony, jakby analizował każdy najmniejszy ruch
liści dookoła nas. Słychać było jego ciężki, urwany oddech.
-Ty
jesteś Jennifer?- zapytał jakbyśmy znali się od lat, a byłam pewna że
widziałam go pierwszy raz w życiu.- Jestem Percy.- powiedział akcentując
swoje imię. Po tych słowach zrozumiałam że powinnam wiedzieć kim jest
chłopak przede mną, jednak nic z tego. Zrobiłam zakłopotaną minę, a
Percy od razu zareagował. To, czego się dowiedziałam kompletnie mnie
zamurowało.
piątek, 30 maja 2014
Rozdział 1
Wszystko zaczęło się słonecznego dnia czerwca. Siedziałam na lekcji
języka angielskiego i nudziłam się, gdy nauczycielka przypominała nam
Greckie mity. Kogo obchodzi to jak Tezeusz zabił Minotaura i wydostał
się z labiryntu? Wątpiłam żeby przydało mi się to w życiu. Znałam
wszystkich 12 głównych bogów Greckich i wiele pomniejszych bóstw.
Przeczytałam całą mitologie i pamiętałam wszystkie mity. I po co mi to
do szczęście było potrzebne?
-Jennifer!!- wyrwał mnie z zamyślenia głos nauczycielki. Starszawa pani Williams stała przy białej tablicy, na której był czarny napis markerem mówiący: TEZEUSZ.- Jak syn boga mórz wydostał się z labiryntu?
Zawsze śmieszyło mnie to jak ubiera się nasza nauczycielka. Jakby sama pochodziła ze starożytnych czasów. Popielata koszulka przypominająca te, które nosili wieśniacy w filmach o średniowieczu i spodnie wyglądające jak dopiero co zabrane strachowi na wróble. Jakby tego było mało na całą sale było czuć jej różane perfumy, którymi starała się zamaskować smród stęchlizny.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie jak banalne pytanie zadała nauczycielka. Jakby zapytała Einstein’ a jak się wiąże buty.
-Serio?- zapytałam znudzona.
-Tak panno Jones, serio.- nauczycielka powiedziała to takim tonem jakby bolało ją wypowiedzenie każdego słowa.- Czekam na odpowiedź.
Wstałam z krzesła i stanęłam koło ławki. Już kilka razy pani Williams wyzwała mnie za nadpobudliwe ruchy podczas odpowiedzi więc tym razem starałam się nie wiercić nogą niewidzialnej dziury w podłodze.
-A, więc tak. Tezeusz dostał zaczarowaną..- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ zabrzmiał dzwonek kończący lekcje. Spakowałam podręczniki do mojej ulubionej torby miętowego koloru i przewiesiłam ją przez ramie.
-Dokończymy na następnej lekcji!- nauczycielka starała się przekrzyczeć tłum nastolatków pchających się do wyjścia.- Panno Jones- zwróciła się do mnie.- proszę się przygotować.
Jak najprędzej wyszłam z klasy i skierowałam się ku schodom. Weszłam piętro wyżej i przeszłam przez pół korytarza żeby w końcu przysiąść na podłodze przy drzwiach od sali opierając się o ścianę. Zamknęłam oczy zakładają słuchawki i włączyłam muzykę. Kochałam to. Izolowanie się od całego świata słuchając dźwięków w słuchawkach. Nagle poczułam szturchnięcie i ktoś usiadł obok mnie. Wiedziałam, że to mój najlepszy przyjaciel. Chodziliśmy do tej samej szkoły, ale tak jak wszyscy nie mieliśmy wszystkich lekcji razem. Szybko zdjęłam słuchawki wiedząc, że jak zwykle zaczął do mnie mówić nie zwracając uwagi na to, że nic nie słyszę.
-... i wtedy Angela podeszła do mnie..- usłyszałam głos Nico.
-Stop!- uspokoiłam przyjaciela a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co jest? O co chodzi?- zapytał.
-Nic nie zrozumiałam. Znowu zacząłeś do mnie mówić zanim zdjęłam słuchawki.- pokazałam na sprzęt. Nico uśmiechnął się. Jego uśmiech był inny niż wszystkich. Nie był taki promienny, ale i tak był cudowny.
-Oh.. Sory. Słuchaj miałem hiszpański, wiesz jak nienawidzę pani Brown..- zaczął opowiadać jak po raz kolejny sprzeczał się z nauczycielką hiszpańskiego o to samo. Mnie by to znudziło.
Przez całą opowieść wpatrywałam się w Nico. Nigdy mu tego nie powiedziałam, ale lubiłam wpatrywać się w niego, była naprawdę przystojny. Czarne kudłate włosy, które wyglądały jakby dopiero wstał z łóżka idealnie pasowały do jego oliwkowo-bladej skóry i delikatnie trójkątnej głowy. Doskonałe rysy twarzy z dołeczkami w policzkach podczas uśmiechu sprawiały, że rozmówca mimowolnie się uśmiechał. Oczy miał brązowe z kroplą szaleństwa pasujące do jego urody, tajemniczego charakteru i czasem złowrogiego zachowania. Na prawej ręce miał srebrny pierścień z trupią czaszką, a na szyi zawsze miał ten sam wisiorek, dwa czarne, skrzyżowane klucze. Przypominały mi klucze do bram Podziemi, może dlatego że moje życie obracało się w temacie mitologii greckiej, a może dla tego, że czasem mój przyjaciel pasowałby jako Hades. Nico jednak za każdym razem wypiera się tego i szybko zmieniał temat. Mimo że mój przyjaciel był szczupły, był też bardzo silny i miał widoczne mięśnie na torsie. Na co dzień nie było tego widać, bo nosił dość luźny czarny podkoszulek, ale ja już nie raz widywałam go bez koszulki. Zawsze miał na sobie identyczne ciuchy, ciemne jeansy, ulubiony podkoszulek i czarną skórzaną kurtkę. Kiedyś został u mnie w sierocińcu na kilka dni i miałam okazje zobaczyć całą torbę takich samych rzeczy. Nie wiedziałam jak można tak chodzić, ale do mojego przyjaciela ten styl idealnie pasował.
-... no i gościara mi telefon zabrała.- skarżył się jak co dzień. Nico miał chyba problemy z większością nauczycieli. Nie należał do tego typu uczniów, którzy siedzą cicho na lekcji.
-Jak zwykle.- przyznałam lekko znudzonym tonem. Po chwili ciszy oboje zaczęliśmy się śmiać.- I tak go nie używasz. Tylko trzymasz wyłączonego w kieszeni lub torbie.- wstałam i spojrzałam na niego z góry.- Niby taki badboy z ciebie, a nie chcesz telefonu w szkole używać.- zaczęłam się z niego nabijać. Nico nagle przestał się śmieć i stanął obok mnie.
-Nie chce zwracać na siebie uwagi. Już ci to kiedyś mówiłem.- powiedział tajemniczym, lecz poważnym głosem. Nienawidziłam tego. Zachowywał się tak jakby miał wielką tajemnice, której nie może powiedzieć nawet najlepszej przyjaciółce. Chciałam zapytać go, o co chodzi, ale wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcje.
-Dalej Jenn.- powiedział wesoło Nico.- Nie mam zamiaru się przez ciebie ZNOWU spóźnić.- było widać, że strasznie trudno przychodzi mu udawanie, że przed chwilą nie zachowywał się podejrzanie.
Ruszyliśmy w stronę sali, w której mieliśmy następną lekcje. Matematykę zawsze mieliśmy razem. Po wejściu do klasy zajęliśmy trzecią ławkę od końca w środkowym rzędzie i jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać zamiast uważać na lekcji. Zazwyczaj rozmawialiśmy o głupotach takich jak najazd kosmitów czy atak wielkiego minotaura na szkołę. Dzisiaj jednak temat był zupełnie inny. Rozmawialiśmy o nadchodzących wakacjach.
-Załatwiłem wszystko z twoimi opiekunkami i pozwoliły mi cię zabrać na wakacje na obóz.- mówił Nico zadowolony z siebie. Jeszcze nigdy nie widziałam go w tak dobrym humorze. Fakt często się śmiał, ale nie tak szczerze jak teraz.
-To fajnie.- przyznałam. Strasznie mnie ciekawiło, co to za obóz, ale zanim zdążyłam zapytać do sali weszła jakaś zakapturzona kobieta.
-Przyszłam po Nico i Jennifer.- powiedziała nieznajoma. Po głosie można było poznać, że była to starsza pani. Spojrzałam na Nico, wydawało mi się to trochę podejrzane, że zakapturzona staruszka przychodzi po nas do szkoły. W oczach mojego przyjaciela dostrzegłam niepokój, który doskonale maskował.
-Oh.- starsza kobieta zwróciła się do nas.- Tu są kochane dzieciaczki.- tym razem zamiast ochrypłego, starczego głosy usłyszałam przeraźliwie piszczący głos przypominający zgraje rozwścieczonych nietoperzy. Zobaczyłam, że mój przyjaciel wstaje i podchodzi do drzwi, więc zrobiłam to samo. Kiedy mieliśmy wychodzić zza naszych pleców usłyszałam głos pana Brown’ a.
-Wrócą jeszcze dzisiaj na lekcje?- zapytał. Zakapturzona kobieta odwróciła się do niego, a ja zerknęłam na chłopaka koło mnie. Patrzyła na mnie tym samym zaniepokojonym wzrokiem, co chwile temu. Otworzył usta i wypowiedział nieme "Uważaj na siebie."
-Nie proszę pana. Już nie wrócą.- po tych słowach miałam nieprzyjemne uczucie, że już nigdy nie wrócę do tej szkoły.
Gdy tylko wyszliśmy na korytarz kobieta zdjęła kaptur i ukazała parę przerażających oczu przypominających rozżarzone węgielki.
-Czyżbyś pomógł przeklętej?- zapytała delikatnie ochrypłym głosem staruszki. Zauważyłam, że zamiast zębów ma spiczaste kły. Albo próbowała upodobnić się do wampirów albo natura nie była dla niej łaskawa.
-To moja sprawa komu pomagam, a komu nie.- odpowiedział stanowczo Nico. W głowie kłębiło mi się masę pytań. Nie miałam pojęcia skąd chłopak znał Wampirozębą, ale widać było, że nie przepadają za sobą.
-Twój ojciec nie będzie zadowolony z faktu, że ona nadal żyje.- spojrzała na mnie w taki sposób jakby jej wzrok mógłby uśmiercić mnie w kilka sekund. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens słów nieznajomej i zanim zdążyłam przemyśleć możliwe opcję palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy.
-A czemu miałabym nie żyć?- zapytałam. Kobieta spojrzała zadowolona na Nico. Zaczęła zdejmować płaszcz i przeobrażać się w coś, co przypominało wiedźmę z szponami zamiast palców i wielkimi nietoperzowymi skrzydłami.
-Co to do cholery jest?!- mimowolnie pisnęłam. Byłam przerażona tym co zobaczyłam.
-Twój ojciec cię zabije nędzny bachorze!!- zaśmiała się i wzbiła w powietrze. Odruchowo się cofnęłam i wpadłam na ciemnookiego chłopaka, który wydawał się niewzruszony dziwnym monstrum przed nami. W kilka sekund Nico wziął mnie za rękę i wyciągnął z budynku. Gdy byliśmy już na dworze wbiegliśmy w zaułek obok szkoły.
-Tylko się nie przestrasz, ok?- zaczął.- On wyczuje twój strach i nie wiem jak się wtedy zachowa.- zaczął się śmieć. Zakodowałam sobie w głowie, że cokolwiek zobaczę nie mogę pokazać, że się boje. Ruszyliśmy w głąb zaułka i po chwili zobaczyłam konia. Majestatycznego czarnego konia stojącege na chodniku. Podeszliśmy bliżej i zobaczyłam coś dziwnego. Stworzenie, które wzięłam za konia miało parę wielkich czarnych skrzydeł złożonych wzdłuż tułowia.
-Czy to pegaz?- zapytałam zdumiona. Był przepiękny. Nie wierzyłam w to co widzę, myślałam, że zaraz się obudzę, że to tylko sen.
-Tak, ale nie czas teraz na pytanie.- po raz pierwszy w tamtym dniu usłyszałam w głosie mojego towarzysz desperacje i strach.- Proszę wsiadaj!- prosił mnie trochę głośniej niż normalnie.
Posłusznie wsiadłam na zwierzę uważając, aby nie zrobić zbyt gwałtownych ruchów. Nagle zza rogu zaułka wyleciała Wampirozęba zbliżając się do nas.
-Ruszaj!- zawołał Nico patrząc na wierzchowca. Tuż za nim rozległ się krzyk.
-Hades nie wybaczy ci zdrady!- zawołała i przeleciała nad nami. Pegaz odbił się od ziemi w momencie, kiedy czarownic zniknęła z pola widzenia.
-Czekaj!- zawołałam przestraszona.- A Nico?!- zapytałam, ale on tylko odsunął się i powiedział "Mam inny transport. Gdy znalazłam się na niebie położyłam głowę na grzbiecie zwierzęcia.
-Jak dolecimy obudzę cię.- usłyszałam. Podniosłam głowę, ale nikogo nie zauważyłam.- To ja!- usłyszałam ten sam głos. Wydobywał się z mojej głowy. To był pegaz.
-Jak to..?- zapytałam zdziwiona. Nie rozumiałam już nic.
-Jak dolecimy do obozu wszystko ci wyjaśnią. A teraz prześpij się. Do Nowego Yorku kawał drogi.- mimo wielu pytań położyłam głowę i starałam się zasnąć.
-Może to wszystko to tylko sen i zaraz się obudzę.- przyznałam. Miałam nadzieje, że moje prośby zostaną wysłuchane i zaraz obudzę się w swoim łóżku. Że skończy się ten cały koszmar.
-Jennifer!!- wyrwał mnie z zamyślenia głos nauczycielki. Starszawa pani Williams stała przy białej tablicy, na której był czarny napis markerem mówiący: TEZEUSZ.- Jak syn boga mórz wydostał się z labiryntu?
Zawsze śmieszyło mnie to jak ubiera się nasza nauczycielka. Jakby sama pochodziła ze starożytnych czasów. Popielata koszulka przypominająca te, które nosili wieśniacy w filmach o średniowieczu i spodnie wyglądające jak dopiero co zabrane strachowi na wróble. Jakby tego było mało na całą sale było czuć jej różane perfumy, którymi starała się zamaskować smród stęchlizny.
Dopiero po kilku sekundach dotarło do mnie jak banalne pytanie zadała nauczycielka. Jakby zapytała Einstein’ a jak się wiąże buty.
-Serio?- zapytałam znudzona.
-Tak panno Jones, serio.- nauczycielka powiedziała to takim tonem jakby bolało ją wypowiedzenie każdego słowa.- Czekam na odpowiedź.
Wstałam z krzesła i stanęłam koło ławki. Już kilka razy pani Williams wyzwała mnie za nadpobudliwe ruchy podczas odpowiedzi więc tym razem starałam się nie wiercić nogą niewidzialnej dziury w podłodze.
-A, więc tak. Tezeusz dostał zaczarowaną..- nie zdążyłam dokończyć, ponieważ zabrzmiał dzwonek kończący lekcje. Spakowałam podręczniki do mojej ulubionej torby miętowego koloru i przewiesiłam ją przez ramie.
-Dokończymy na następnej lekcji!- nauczycielka starała się przekrzyczeć tłum nastolatków pchających się do wyjścia.- Panno Jones- zwróciła się do mnie.- proszę się przygotować.
Jak najprędzej wyszłam z klasy i skierowałam się ku schodom. Weszłam piętro wyżej i przeszłam przez pół korytarza żeby w końcu przysiąść na podłodze przy drzwiach od sali opierając się o ścianę. Zamknęłam oczy zakładają słuchawki i włączyłam muzykę. Kochałam to. Izolowanie się od całego świata słuchając dźwięków w słuchawkach. Nagle poczułam szturchnięcie i ktoś usiadł obok mnie. Wiedziałam, że to mój najlepszy przyjaciel. Chodziliśmy do tej samej szkoły, ale tak jak wszyscy nie mieliśmy wszystkich lekcji razem. Szybko zdjęłam słuchawki wiedząc, że jak zwykle zaczął do mnie mówić nie zwracając uwagi na to, że nic nie słyszę.
-... i wtedy Angela podeszła do mnie..- usłyszałam głos Nico.
-Stop!- uspokoiłam przyjaciela a on spojrzał na mnie zdziwiony.
-Co jest? O co chodzi?- zapytał.
-Nic nie zrozumiałam. Znowu zacząłeś do mnie mówić zanim zdjęłam słuchawki.- pokazałam na sprzęt. Nico uśmiechnął się. Jego uśmiech był inny niż wszystkich. Nie był taki promienny, ale i tak był cudowny.
-Oh.. Sory. Słuchaj miałem hiszpański, wiesz jak nienawidzę pani Brown..- zaczął opowiadać jak po raz kolejny sprzeczał się z nauczycielką hiszpańskiego o to samo. Mnie by to znudziło.
Przez całą opowieść wpatrywałam się w Nico. Nigdy mu tego nie powiedziałam, ale lubiłam wpatrywać się w niego, była naprawdę przystojny. Czarne kudłate włosy, które wyglądały jakby dopiero wstał z łóżka idealnie pasowały do jego oliwkowo-bladej skóry i delikatnie trójkątnej głowy. Doskonałe rysy twarzy z dołeczkami w policzkach podczas uśmiechu sprawiały, że rozmówca mimowolnie się uśmiechał. Oczy miał brązowe z kroplą szaleństwa pasujące do jego urody, tajemniczego charakteru i czasem złowrogiego zachowania. Na prawej ręce miał srebrny pierścień z trupią czaszką, a na szyi zawsze miał ten sam wisiorek, dwa czarne, skrzyżowane klucze. Przypominały mi klucze do bram Podziemi, może dlatego że moje życie obracało się w temacie mitologii greckiej, a może dla tego, że czasem mój przyjaciel pasowałby jako Hades. Nico jednak za każdym razem wypiera się tego i szybko zmieniał temat. Mimo że mój przyjaciel był szczupły, był też bardzo silny i miał widoczne mięśnie na torsie. Na co dzień nie było tego widać, bo nosił dość luźny czarny podkoszulek, ale ja już nie raz widywałam go bez koszulki. Zawsze miał na sobie identyczne ciuchy, ciemne jeansy, ulubiony podkoszulek i czarną skórzaną kurtkę. Kiedyś został u mnie w sierocińcu na kilka dni i miałam okazje zobaczyć całą torbę takich samych rzeczy. Nie wiedziałam jak można tak chodzić, ale do mojego przyjaciela ten styl idealnie pasował.
-... no i gościara mi telefon zabrała.- skarżył się jak co dzień. Nico miał chyba problemy z większością nauczycieli. Nie należał do tego typu uczniów, którzy siedzą cicho na lekcji.
-Jak zwykle.- przyznałam lekko znudzonym tonem. Po chwili ciszy oboje zaczęliśmy się śmiać.- I tak go nie używasz. Tylko trzymasz wyłączonego w kieszeni lub torbie.- wstałam i spojrzałam na niego z góry.- Niby taki badboy z ciebie, a nie chcesz telefonu w szkole używać.- zaczęłam się z niego nabijać. Nico nagle przestał się śmieć i stanął obok mnie.
-Nie chce zwracać na siebie uwagi. Już ci to kiedyś mówiłem.- powiedział tajemniczym, lecz poważnym głosem. Nienawidziłam tego. Zachowywał się tak jakby miał wielką tajemnice, której nie może powiedzieć nawet najlepszej przyjaciółce. Chciałam zapytać go, o co chodzi, ale wtedy zabrzmiał dzwonek na lekcje.
-Dalej Jenn.- powiedział wesoło Nico.- Nie mam zamiaru się przez ciebie ZNOWU spóźnić.- było widać, że strasznie trudno przychodzi mu udawanie, że przed chwilą nie zachowywał się podejrzanie.
Ruszyliśmy w stronę sali, w której mieliśmy następną lekcje. Matematykę zawsze mieliśmy razem. Po wejściu do klasy zajęliśmy trzecią ławkę od końca w środkowym rzędzie i jak zwykle zaczęliśmy rozmawiać zamiast uważać na lekcji. Zazwyczaj rozmawialiśmy o głupotach takich jak najazd kosmitów czy atak wielkiego minotaura na szkołę. Dzisiaj jednak temat był zupełnie inny. Rozmawialiśmy o nadchodzących wakacjach.
-Załatwiłem wszystko z twoimi opiekunkami i pozwoliły mi cię zabrać na wakacje na obóz.- mówił Nico zadowolony z siebie. Jeszcze nigdy nie widziałam go w tak dobrym humorze. Fakt często się śmiał, ale nie tak szczerze jak teraz.
-To fajnie.- przyznałam. Strasznie mnie ciekawiło, co to za obóz, ale zanim zdążyłam zapytać do sali weszła jakaś zakapturzona kobieta.
-Przyszłam po Nico i Jennifer.- powiedziała nieznajoma. Po głosie można było poznać, że była to starsza pani. Spojrzałam na Nico, wydawało mi się to trochę podejrzane, że zakapturzona staruszka przychodzi po nas do szkoły. W oczach mojego przyjaciela dostrzegłam niepokój, który doskonale maskował.
-Oh.- starsza kobieta zwróciła się do nas.- Tu są kochane dzieciaczki.- tym razem zamiast ochrypłego, starczego głosy usłyszałam przeraźliwie piszczący głos przypominający zgraje rozwścieczonych nietoperzy. Zobaczyłam, że mój przyjaciel wstaje i podchodzi do drzwi, więc zrobiłam to samo. Kiedy mieliśmy wychodzić zza naszych pleców usłyszałam głos pana Brown’ a.
-Wrócą jeszcze dzisiaj na lekcje?- zapytał. Zakapturzona kobieta odwróciła się do niego, a ja zerknęłam na chłopaka koło mnie. Patrzyła na mnie tym samym zaniepokojonym wzrokiem, co chwile temu. Otworzył usta i wypowiedział nieme "Uważaj na siebie."
-Nie proszę pana. Już nie wrócą.- po tych słowach miałam nieprzyjemne uczucie, że już nigdy nie wrócę do tej szkoły.
Gdy tylko wyszliśmy na korytarz kobieta zdjęła kaptur i ukazała parę przerażających oczu przypominających rozżarzone węgielki.
-Czyżbyś pomógł przeklętej?- zapytała delikatnie ochrypłym głosem staruszki. Zauważyłam, że zamiast zębów ma spiczaste kły. Albo próbowała upodobnić się do wampirów albo natura nie była dla niej łaskawa.
-To moja sprawa komu pomagam, a komu nie.- odpowiedział stanowczo Nico. W głowie kłębiło mi się masę pytań. Nie miałam pojęcia skąd chłopak znał Wampirozębą, ale widać było, że nie przepadają za sobą.
-Twój ojciec nie będzie zadowolony z faktu, że ona nadal żyje.- spojrzała na mnie w taki sposób jakby jej wzrok mógłby uśmiercić mnie w kilka sekund. Dopiero po chwili dotarł do mnie sens słów nieznajomej i zanim zdążyłam przemyśleć możliwe opcję palnęłam pierwsze, co mi przyszło do głowy.
-A czemu miałabym nie żyć?- zapytałam. Kobieta spojrzała zadowolona na Nico. Zaczęła zdejmować płaszcz i przeobrażać się w coś, co przypominało wiedźmę z szponami zamiast palców i wielkimi nietoperzowymi skrzydłami.
-Co to do cholery jest?!- mimowolnie pisnęłam. Byłam przerażona tym co zobaczyłam.
-Twój ojciec cię zabije nędzny bachorze!!- zaśmiała się i wzbiła w powietrze. Odruchowo się cofnęłam i wpadłam na ciemnookiego chłopaka, który wydawał się niewzruszony dziwnym monstrum przed nami. W kilka sekund Nico wziął mnie za rękę i wyciągnął z budynku. Gdy byliśmy już na dworze wbiegliśmy w zaułek obok szkoły.
-Tylko się nie przestrasz, ok?- zaczął.- On wyczuje twój strach i nie wiem jak się wtedy zachowa.- zaczął się śmieć. Zakodowałam sobie w głowie, że cokolwiek zobaczę nie mogę pokazać, że się boje. Ruszyliśmy w głąb zaułka i po chwili zobaczyłam konia. Majestatycznego czarnego konia stojącege na chodniku. Podeszliśmy bliżej i zobaczyłam coś dziwnego. Stworzenie, które wzięłam za konia miało parę wielkich czarnych skrzydeł złożonych wzdłuż tułowia.
-Czy to pegaz?- zapytałam zdumiona. Był przepiękny. Nie wierzyłam w to co widzę, myślałam, że zaraz się obudzę, że to tylko sen.
-Tak, ale nie czas teraz na pytanie.- po raz pierwszy w tamtym dniu usłyszałam w głosie mojego towarzysz desperacje i strach.- Proszę wsiadaj!- prosił mnie trochę głośniej niż normalnie.
Posłusznie wsiadłam na zwierzę uważając, aby nie zrobić zbyt gwałtownych ruchów. Nagle zza rogu zaułka wyleciała Wampirozęba zbliżając się do nas.
-Ruszaj!- zawołał Nico patrząc na wierzchowca. Tuż za nim rozległ się krzyk.
-Hades nie wybaczy ci zdrady!- zawołała i przeleciała nad nami. Pegaz odbił się od ziemi w momencie, kiedy czarownic zniknęła z pola widzenia.
-Czekaj!- zawołałam przestraszona.- A Nico?!- zapytałam, ale on tylko odsunął się i powiedział "Mam inny transport. Gdy znalazłam się na niebie położyłam głowę na grzbiecie zwierzęcia.
-Jak dolecimy obudzę cię.- usłyszałam. Podniosłam głowę, ale nikogo nie zauważyłam.- To ja!- usłyszałam ten sam głos. Wydobywał się z mojej głowy. To był pegaz.
-Jak to..?- zapytałam zdziwiona. Nie rozumiałam już nic.
-Jak dolecimy do obozu wszystko ci wyjaśnią. A teraz prześpij się. Do Nowego Yorku kawał drogi.- mimo wielu pytań położyłam głowę i starałam się zasnąć.
-Może to wszystko to tylko sen i zaraz się obudzę.- przyznałam. Miałam nadzieje, że moje prośby zostaną wysłuchane i zaraz obudzę się w swoim łóżku. Że skończy się ten cały koszmar.
Prolog
Moje życie było takie jak twoje. Wstań i spójrz za okno.
Widzisz pewnie ludzi, sklepy lub inne budynki. Ja widziałam to samo.
Z jednym małym wyjątkiem. Widziałam rzeczy które Ty spotykasz tylko w snach.
Kiedy się o nich dowiedziałam moje życie stanęło na głowie.
Spotkałam te wszystkie stwory i ludzi, którzy spotykają je na co dzień.
Opowiem Ci historię z mojego życia.
Nie mogę ci obiecać że będzie szczęśliwa, w moim życiu było wiele przykrości i złych decyzji.
Jestem Jennifer Jones, córka Posejdona i w tym momencie
zdradzam ci moją największą tajemnice.
Subskrybuj:
Posty (Atom)